Krótki, pierwszy w tym roku wypadzik pstrągowy miał miejsce dopiero początkiem maja. Wcześniej niestety ciągłe zawirowania pogody, stanu wody skutecznie sprawiały, że moje plany kończyły się na rzuceniu okiem na to co dzieje się za oknem. Częste wzrosty wód, do tego bardzo zimna woda, która nie potrafiła nagrzać się, gdy w nocy temperatura oscylowała w okolicy zera skutecznie sprawiały, że wyniki nad wodami były po prostu kiepskie. Na spacerek z wędką w ręku wybrałem się nad pobliską górską wodę początkiem maja. Pierwszy kontakt z wodą, w nowych spodniobutach Pross Premium przyniósł radość mieszaną z niewygodnym odczuciem zimna na stopach... Dłuższy spacerek lodowatą, bardzo zimną wodą nie należał do przyjemnych. Przyroda powoli zaczęła budzić się do życia, okolica z dnia na dzień robiła się coraz bardziej zielona. W ciągu dnia słońce dawało przyjemne odczucie ciepła, ale za to noce... Aby spędzić noc na rybach trzeba było ubierać się jeszcze na prawdę ciepło.
Co do samych efektów z owego wyjścia... W ruch poszły dziś przynęty Engima Baits, kilka różnych wzorów i kolorów. Jednak woda wydawała się martwa. Mimo odnalezienia kilku na prawdę fajnie zapowiadających się miejscówek, do tego wiem że dobrze do nich podszedłem, a ryba raczej nie miała możliwości zauważenia mnie, to i tak kończyły się jedynie treningiem rzutów woblerem do celu. W lodowatej, niesamowicie przejrzystej wodzie nie było widać jeszcze oznak życia... Nie dało się spotkać żadnego raka, nie zobaczyłem dosłownie (!) ani jednej strzebli potokowej... I jak te pstrągi mają funkcjonować? Z doświadczenia z ubiegłych lat zauważyłem, że jeżeli te drugie wypływają i są często spotykane to efekty w postaci "celu" mojego wyjścia są bardziej prawdopodobne i możliwe do spełnienia. Jedna głębsza miejscówka dała jedynie wyjście ryby, wyjście, które było tak mozolne, że atak nie nastąpił. Cała sytuacja została przeze mnie dostrzeżona z delikatnego podwyższenia brzegu, a rybę płynącą za przynętą pamiętam do dziś. Nie był to potwór, ale pierwsza potencjalna zdobycz w 2023... Niestety jeszcze chwilkę poczekamy na te efekty uwiecznione na zdjęciach. Na razie mogę pochwalić się tym co sfotografowałem podczas wypadu! :)
Od początku ubiegłego już sezonu nad wodą walczę z tymi szlachetnymi i niestety coraz rzadziej spotykanymi rybami kijem York Master of Arms Perch Jig240/16g . Warto wspomnieć o nim kilka słów... Długość 240 dobrałem z racji, że często wędkuję na mniejszych, węższych potokach/rzekach, gdzie po prostu jest on wygodniejszy, do rzutów spod siebie, czy w przewężeniach koryta... Co jakiś czas jednak uderzam największy San, gdzie jego wymiary są może nieodpowiednie, ale za to kij nadrabia te drobne niuanse mocą wyrzutową jaką osiąga. Oczywiście początkowo ciężko było opanować wyrzuty, przyzwyczajony bowiem byłem do mocniejszego kija, o ciężarze wyrzutu do 27g –tak takim wędkowałem nad górskimi potokami. Kwestia opanowania nowego wędziska to godzinka rzucania, a tuż po tym załapiemy jak wykonać zamach, aby drobną przynętę posłać naprawdę daleko. York Master of Arms w połączeniu z odpowiednim kołowrotkiem i ultra cienką żyłką daje fajne rezultaty rzutowe. Pamiętać należy jednak, że jest to delikatny kij, szczytówka jest naprawdę miękka i cieniutka jak wykałaczka, jest to typowa wklejanka. Daje to niesamowite odczucie podczas holu walecznego pstrąga, ale z drugiej strony musimy meeegaaa uważać podczas jej transportu na ewentualne uderzenia... Również podczas holu, czy wyciągania przynęty z zaczepu nie ryzykowałbym osiąganiem pełnej mocy kija, bo po prostu byłoby mi go szkoda Co do technicznych spraw, to kij składa się z dwóch części długości 125 cm. Ciężar wyrzutu to 3-16 gram. Blank wędziska wykonany został z węgla, a całość dopełnia uchwyt FUJI i antysplątaniowe przelotki. Katalogowo wędka kosztuje 307 zł brutto.
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz