7 listopada 2022

Odwiedziny Krzemiennej - październik 2022

Z racji bardzo ładnej, sprzyjającej pogody zacząłem wyszukiwać wody na kolejną zasiadkę. Kilka dni przed planowanym wyjazdem wybrałem się sprawdzić jak wygląda brzeg zaporówki znajdującej się niedaleko mojego domu. Miałem już nawet przygotowaną mieszankę kulek, pelletu i kukurydzy do wstępnego zanęcenia. Niestety okazało się bowiem, że woda jest zbyt wysoka... Dobre 3-4 metry brzegu (który normalnie długości miał może 8 metrów) było pod wodą... Do tego wysokie fale, wyrzucające wodę kolejne co najmniej pół metra dalej. Od czerwca niska woda - w pionie dosłownie do 5-6 metrów!! Miejsce gdzie łowiłem na 8 metrach głębokości było odsłonięte, teraz natomiast woda jest lodowata i wysoka... Z racji, że wiem czym ryzykuję jadąc w inne miejsce na tym zalewie (kradzieże anten, kołpaków, kół, rysowanie aut) rezygnuję i szukam innej wody. Kolejnego dnia kontaktuję się z Kubą, opiekunem łowiska u Schabińskiej w Krzemiennej gdzie za rok będziemy organizować zawody.

 Nad wodą jestem w sobotę po godzinie 14. Rozbicie namiotu, uporządkowanie i przechodzimy do zestawów. Klasyczne przypony dzisiaj przyozdabiają delikatne przynęty. Pierwszy zestaw to 1/4 kulki pop'up squid Stalomax + mała 10mm kulka tego samego producenta o zapachu krill. Drugi zestaw robimy na kukurydziano! Jedno ziarenko kukurydzy + pływająca 10mm kulka Stalomax o zapachu kukurydzy + sztuczna, pomarańczowa kukurydza firmy York, która dodatkowo zastępuje stoper do przynęt. Ten zestaw pracuje na wydłużonym włoskie, unosi się nad dnem. Pierwszy zestaw prąd wody delikatnie "buja" nad przydennym mułem... Zestawy wywożę łódką zanętowa, wcześniej jeszcze przeciągając zwykłym ciężarkiem dno aby sprawdzić ewentualne zaczepy, których nie znalazłem. Zanęciłem jedną łódką kukurydzy oraz drugą wywózką zestawu z workiem PVA, łyżką kukurydzy i przygotowaną w domu mieszanką pelletów i kulek Stalomax... Pozostało czekać...

Praktycznie od początku wywózki pierwszego zestawu padał deszcz, ten przestał dopiero po godzinie 3-4 w nocy. Do tej pory jednak dominowały jedynie podciągnięcia zestawów. Aż do godziny 6 gdy z namiotu wyciąga mnie ciągły dźwięk dobiegający z centralki. Podbiegam do wędki, kij w górę i... Uśmiechu na twarzy brak... Ryba jest, bo czuć delikatne uderzenia jej pyszczkiem, ale na pewno nie jest to to na co czekałem. Dociągam do brzegu całkiem ładnego, mającego długość ponad połowy rozpiętości mojego podbieraka leszcza! Podbierak ma 100cm między ramionami. Ładna rybka, a i kukurydza nie zawodzi! Szybko pędzę po łódkę, przygotowuję PVA i lecę w to samo miejsce, na spadek z wody 0,9 m na 1,7-1,9... Widać, że przy wyjściu na płytką wodę przynajmniej leszcz żeruje!

O godzinie 12 decyduję się na sprawdzenie drugiej z wędek gdzie w nocy były delikatne piknięcia, a od rana już cisza. Podnoszę kij do góry, najpierw łapię delikatny zaczep. Pierwsze myślałem, że nie puścił kamień mocowany na gumce recepturce, ale okazuje się, że nie to jest problemem. Problemem była zdobycz, ze zdjęcia poniżej, która skutecznie nie pozwoliła karpiom na połknięcie mojego zestawu. Szybka fotka i do wody... Dzień nie najgorszy, dwa leszcze, super pogoda, delikatny wiatr... Bajka! A gdzie karpie?

Dzień mija pod znakiem znakomitej, słonecznej pogody. Takie widoki i odczucia w październiku to coś niebywałego. Niestety w żaden sposób nie wpłynęło to na aktywność ryb i już po godzinie 17:00 zdecydowałem się na odświeżenie zestawów, zasypanie ich na nowo i przygotowanie wszystkiego do nocki. Miejsc położenia zestawów nie zmieniałem, pozostało więc to co ustaliłem jeszcze chwilkę przed pierwszym nęceniem. Do wody trafia 2-3 kg pelletu i ziarna na jeden i drugi zestaw. I co? I czekamy!

 

Do godziny 23 mam kilka drobnych piknięć, aż tu w końcu kilka minut po tym gdy postanowiłem położyć się spać następuje branie, nie można nazwać tego odjazdem, lecz ucieczką ryby do mojego brzegu. Podbiegam, skręcam trochę żyłki jeszcze nie podnosząc kija, ale widzę po ruchach szczytówki, że ryba czeka na hol. Podnoszę wędkę w górę i walczymy! Zdobycz daje się wyczuć przez kilkadziesiąt sekund, po czym wpływa w jakiś podwodny chwast. Na napiętej lince utrzymuję ją kolejną chwilkę. A później, a później nagle wędka prostuje się... Puściło... Zwijam zestaw pusty, zakończony jedynie przyponem. Ehhh były emocje, które zakończyły się prawdopodobnie jedynie dzięki hakowi nr. 8, który moim zdaniem z powodu mniejszych rozmiarów nie wbił się głęboko, lecz został "wyciągnięty" z pyszczka ryby (wąski hak, pod wpływem oporu stawianego przez wędkę i zaczep być może rozciął rybie pyszczek). Mój błąd, który mam nadzieję da nauczkę na przyszłość… Przygotowuję zestaw na nowo i wywożę.

W nocy kilkukrotnie obudziły mnie ryki wydawane przez jelenie, które prawdopodobnie znajdowały się kilkaset metrów ode mnie, z tym że za rzeką San. Dobrze w mojej okolicy bawiły się też bobry, pływając w okolicy mojego stanowiska i niedaleko zestawów. Do nastania chłodnego poranka nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego...

Poniedziałek to dzień, kiedy to wiatr dawał już mocne odczucie chłodu, do tego należało pilnować odłożonych poza namiot rzeczy, bo mocne porywy potrafiły skutecznie nadawały im skrzydeł. Jak wspomniałem atrakcje z rybami w tle zakończyły się tuż przed północą, w ostatnie godziny zasiadki nawet leszcze nie współpracowały.

 

Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz