Czas mija nieubłaganie szybko, za szybko. Sezon minął w mig, a efekty w jego ciągu nie były najlepsze. Miejmy jednak nadzieję, że to złe początki dobrego, a kolejny rok będzie jak ze snów. Teraz jednak jeszcze, w pierwszy weekend listopada przyszło usiąść nam na dwie noce nad nową dla nas wodą PZW, którą opiekuje się Okręg Rzeszów. Jest to głęboka, ponad 50-ha żwirownia o charakterze nizinnym. Z racji, że była to moja pierwsza wycieczka w tę okolicę to miejsce do zasiadnięcia wybrane było trochę z przypadku. Jednak pozostawały nadzieje, że uda się poprawić złą ostatnio passę. Nad wodą jesteśmy około godziny 14:30. Pogoda była śliczna, ciepło, delikatny wietrzyk. Rozłożenie namiotu trwa chwilę, a później przeszedłem do tego co najlepsze - wywózki.
Zestawy przygotowałem eksperymentalnie, jeden z nich złożony był z kulki 20mm oraz popa 16mm. Drugi to kulka rybna (pływająca 12mm) oraz dwa ziarenka kukurydzy. Całość nęciłem ilością jaką jednorazowo wsypałem do łódki - około 2 kg mieszanki kulek, pelletu, kukurydzy. Jest już chłodno, z nęceniem trzeba uważać, aby nie przedobrzyć, ale z drugiej też strony w wodzie tej podobno jest wiele płoci i leszczy, które skutecznie wybierają nawet dużą ilość zanęty - nie wiadomo jednak czy o tej porze roku jeszcze są aktywne.
Zestawy wywiezione, wędki i stanowisko ogarnięte. Teraz przyszedł czas na mozolną pracę przy namiocie. Układanie sprzętu tak aby nie zajmował zbyt wiele przestrzeni, a jednocześnie aby najważniejsze rzeczy były pod ręką. Całe szczęście samochód nie znajdował się też daleko od stanowiska, więc w razie potrzeby można było pozostawić coś w bagażniku. Wieczorem zaczął wiać delikatny, ale za to chłodny wiatr co w miejscach nieosłoniętych potęgowało odczucie chłodu. Temperatura w namiocie podtrzymywana jednak była przez naftowy piecyk, więc nie ma co narzekać - w tym roku dowiedziałem się, że jest to rzecz niezastąpiona o tej porze! Nocka rozpoczęła się od kilku fajniejszych, mocnych podciągnięć, które to jak wiadomo pozwalały myśleć o położeniu w kołysce fajnego karpia. Drobnica co jakiś czas podciągała zestaw, usłyszeć się też dały odgłosy przelatujących tuż obok ptaków, a także aktywnych w ciemnościach bobrów. Te ostatnie potrafiły się jednak zachowywać dość głośno przeciągając swoje zdobycze (gałęzie) przez zarośla. Tuż przed udaniem się spać, przed godziną 23 z namiotu wyciąga mnie gwałtowniejsze podciągnięcie, które już z początku wydawało się być tym ważnym, tym pierwszym. Po wybiegnięciu z namiotu i spędzeniu chwili na chłodnym, a nawet zimnym już powietrzu wracam do namiotu, z racji że praktycznie nic się już nie działo. Reszta nocy była spokojna, tzn. delikatne brania zostały zanotowane, ale były to jedynie zwykłe podciągnięcia, z których to czasami wynikał jedynie jeden "pik".
Kolejnego dnia budzimy się koło godziny 9:00 - wolny dzień więc można
skorzystać z dłuższego spania, które nie nadarza się zbyt często patrząc na ciągłą, codzienną pogoń w pracy. Do
tego noc była raczej nudna, konkretnych brań nie odnotowaliśmy. Poza szumem
wywołanym przez szalejące po drugiej stronie wody bobry, nie ma o czym
opowiadać. A te chyba w nocy budowały sobie jakiś dom, baa wieżowiec, bo kiedy nie otworzyłem oczu to te ciągle czymś szeleściły, hałasowały. Spławów praktycznie nie było, jakiegoś oczkowania czy
czegokolwiek również. Rankiem też zaczął wiać mocny i chłodny wiatr,
który skutecznie marszczył powierzchnię wody i ochładzał jej
temperaturę. Momentami, gdy ten odwrócił się lub chwilowo przestawał
wiać powierzchnia zbiornika wydawała się być idealnie gładka, a
również i wtedy nic nie chciało tego zakłócać. Po śniadaniu wędki
ustawiłem w tych samych miejscach, z tym że na przynętę założyłem po
czerwonym robaku. Niestety nawet to nie pomogło i już wieczorem
wróciłem do poprzednich metod. Jednak robak na haku - moim zdaniem - wyglądał bardzo zachęcająco... Ale przecież ja go nie zjem!
Wiatr również niestety nie ustawał, wiało coraz to mocniej, a sam
powiew był o wiele chłodniejszy. W namiocie cały czas atmosferę
podgrzewał piecyk, gdyby nie on to byłoby nieciekawie. Pomaga
niesamowicie! Ta noc z kolei - w stosunku do poprzedniej - była inna, o
wiele gorsza. Nad wodą nie działo się praktycznie nic, ptaków słychać
nie było, bobry chyba też nie chciały wychodzić na ten zimny wiatr. Do
tego również i ryby nie wykazywały żadnej aktywności - zero
jakichkolwiek plusków, ataków drapieżników, zero brań. Rano po
przebudzeniu się sprawdziłem nawet sygnalizatory czy działają i
niestety działały. Swingery ani nie drgnęły, ani nic ich nie
poruszyło. Jedna wielka kicha... A pogoda jak poprzedniego dnia - było
bardzo chłodno. Z namiotu bez potrzeby nie wychylałem nawet nosa. Nad wodą - biorąc pod uwagę, że była to już niedziela - ciężko było spotkać wędkarza. No cóż.. Ryby już poszły chyba spać! Albo żarły gdzieś indziej. Jednak jak wspomniałem, nadchodzącą już wielkimi krokami zimę było czuć... Z rana odpuściłem nawet przewożenie wędek, postanowiłem pozostawić je jeszcze kilka godzin, do końca - przecież skoro nie było brań to wszystko w wodzie powinno leżeć na dnie tak pięknie jak jeszcze wczoraj wieczorem.
Po szybkim obiedzie zbieramy wszystko - nie ma sensu dłużej czekać. Inni, przechodzący obok wędkarze mówią to samo - kompletne zero. Czy to drapieżnik, czy biała ryba. Jeden z wędkarzy nawet przyjechał tylko po to aby popływać łódką sterowaną z echo - pod wodą, jak twierdził, nie widać ryb. Może to przez zły dobór miejsca, na tym dużym, 50-ha zbiorniku? Ważne jest jednak to, że woda bardzo mi się spodobała, za rok na pewno wrócę tutaj, aby w końcu złowić pierwszego karpia. A na koniec tej zasiadki pozwoliłem sobie jeszcze na objazd łowiska, może nie całkowicie dookoła, ale dużą część wody (i kolejnych interesujących mnie miejsc) zobaczyłem. Pozostaje czekać do kolejnego sezonu i odwiedzić ten zbiornik raz jeszcze!
Kamil Skwara
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńNajlepiej usunąć komentarz bo nie wygodny i chować głowę w piasek.
UsuńNiestety... Najwyraźniej muszę dorosnąć do pewnego poziomu, aby słuchać tak bardzo wykształconych osób... Do zobaczenia!
UsuńPisz książki bo twój wypad to jak bajka kogo to obchodzi co jak kiedy jesz czy namiot rozstajesz burak a nie wędkarz podziel się gdzie jest akwen jakie warunki pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję! Kochany jesteś *.* Nic tak bardzo nie cieszy jak przeczytanie takiego komentarza od anonima ;) Jest problem, ale ciężko o nim powiedzieć prosto w twarz?
UsuńOpinię biorę w każdym razie głęboko do serca i na pewno skorzystam z niej w nawet i niedalekiej przyszłości.
Serdecznie pozdrawiam i ściskam mocno! Z wielką chęcią do zobaczenia!
Fajna opowieść, dobrze się czyta, sprawiła mi przyjemność, a burakami nie warto się przejmować, pozdrawiam 🙂
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńKolego piekne ujecia fotograficzne. Jestem z podkarpacia i nie kojarze tego akwenu. Jak się nazywa ta woda?
OdpowiedzUsuńŻwirownia Strzegocice, ponad 50-ha wody... PZW Rzeszów... Jeszcze bez wyników, ale pięknie! :)
UsuńCiężko czyta się tekst, w którym pomiesznane są ze sobą jak w betoniarce czas przeszły i teraźniejszy. To strasznie rozprasza...
OdpowiedzUsuń