Czerwcowe wyjście nad wodę, w poszukiwaniu pstrągów... Malutka rzeczka, w której jeszcze jak na tę porę roku wody jest pod dostatkiem - rok temu było o wiele gorzej. No nic, pozostało działać!
Ruszyłem standardowo w górę rzeki. Pierwsza miejscówka, łączenie dwóch rzek... Po majowej dużej wodzie rzeka zmieniła swój kształt dna, głębsze miejsca stały się płytszymi. Woda przyniosła też dużo różnych zawad, gałęzi i często różnych śmieci - nawet muszle klozetową... Ale już co do samego łowienia. Pierwsza miejscówka po którymś z kolei rzucie pod drugi brzeg przynosi uderzenie, jak się później okazało niewielkiego pstrąga, który to oprowadził przynętę (woblera) Engima Baits pod same moje nogi. Zawsze staram się obławiać dane miejsca tzw. wachlarzem, wykonując po dwa-trzy rzuty w te same miejsca. Jeśli w tym czasie nic nie zaczepi się o hak przynęty, to znak że ryby nie ma w danym miejscu - no chyba, że uda nam się ją zauważyć, to wtedy zaczynają się kombinacje. Tutaj miejscówka przyniosła jedynie jedno delikatne branie, więcej wyjść nie było - należało pójść dalej
Kolejne dwa miejsca, które jeszcze chwilę temu były warte uwagi (w kwietniu, przed majową wyższą wodą) przyniosły jedynie rozczarowanie. Pierwsze z nich pozostało wypełnione mułem, którego było aż tyle, że po umieszczeniu noga zapadła się dosłownie po kolano. Drugie z nich, spodobało mi się. Woda super, głębsza, z podmytymi korzeniami drzew. Wszystko byłoby fajnie, ale oprócz strzebli potokowych (które są pod ochroną, i które to są głównym pożywieniem pstrąga na tej rzece) nie odnalazłem niczego ciekawego. Wyjść zero, zero brań... Miejscówka jednak zapowiadała się super!
Dwa następne super miejscówki to skarpy, na których to rzecz jasna meandrująca woda wyżłobiła głębsze fragmenty. Do tego podmyte brzegi, najróżniejsze "otwory" i jamy w twardym lądzie. Czego chcieć więcej? Może przynajmniej pstrąga... Druga skarpa zaowocowała przynajmniej dwoma wyjściami - ale żadnym braniem, jedynie odprowadzeniem przynęty Engima Baits, którą to zawsze pstrągi gryzły rewelacyjnie.
Po wyminięciu jeszcze dwóch fajnie zapowiadających się miejscówek docieram do fragmentu wody, który nawet w ciągu najgorszych dni przynosił jakąś rybę. I tak się stało. Już w drugim rzucie dało się odczuć uderzenie, a już w którymś z rzędu, gdy przynętę poprowadziłem głęboko i powoli następuje kolejne branie, tym razem w końcu skuteczne! Rybę czuję na kiju! Pstrąg szaleje, swoim tempem ale szaleje. Nie wydaje się aby był on okazem wśród okazów, ale na pewno jest to sztuka warta uwagi, chociażby z racji, że pierwsza dziś. Pstrąg w końcu wypływa z głębiny, pokazuje się i robili kilka obrotów tuż pod powierzchnią. Nie jest on bardzo duży, ale za to walczymy i mój pierwszy w tym roku (aż wstyd, że dopiero teraz!!). Ryba po kilku próbach daje się podebrać ręką. Każdy jej kontakt z moją dłonią kończył się maksymalnie szybką ucieczką - tak jakbym ją poparzył. W każdym razie, poniżej zdjęcie zdobyczy, która rzecz jasna wróciła do wody.
Na koniec chciałbym jeszcze przybliżyć postać miejscówki, w której to do mojej przynęty wyskoczył malutki pstrąg, ale skończyło się na uderzeniu w przynętę. Woda spokojna, głęboka max po pas... Najważniejsze moim zdaniem jednak było to, że miejsce to było praktycznie idealnie zacienione. Ponad wodą znajdowały się gęste korony drzew, brzeg zarośnięty był wysoką trawą - po prostu noc w ciągu dnia... Miejsce wręcz idealne patrząc na pogodę jaka spotkała mnie tego dnia - czyli pierwsze konkretne upały. Woda jednak nie była jeszcze zbyt nagrzana, chociaż też do najchłodniejszych nie należała. Do tego przy owej miejscówce pstrągi miały możliwość ukrycia się w korzeniach drzew znajdujących się w wodzie. Miejsce wręcz idealne, bez brania...
Z jednym pstrągiem na koncie kończę ten dzień, spędzony nad wodą!
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz