Przed rozpoczęciem kalendarzowego lata postanowiłem odjechać
niewielki kawałek od domu. Wyjazd padł nad staw który znam bardzo dobrze, mam
tu tez swoje drobne sukcesy.... Taka woda ma sentyment dla wędkarza i pozwala
cofnąć się w przeszłość. Nie wierzę w to, że sami nie wracacie na łowiska, na
których praktycznie rozpoczęliście karpiowe wędkowanie. To na niej stawiałem
pierwsze kroki i łowiłem duże ryby. Wracając do tematu... Pasowałby jednak
pobić te wyniki, ustalić coś nowego, coś czym będzie można się chwalić!
Z racji, że na wyjazd wybrałem sobie trzy dni weekendu, to byłem nastawiony na to, że większość osób będzie przeszkadzać w wędkowaniu i że nie będzie to takie fajne łowienie jak w ciągu dni tygodnia – jak miało to miejsce na wcześniejszych wyjazdach. Jednak obecna praca zawodowa na to nie pozwala. Piątek pod względem ruchu na łowisku był do zniesienia, nie było dużo wędkarzy, a na noc zostało może z sześć osób – takie coś jest jeszcze do przyjęcia…
Zestawy wywoziłem za pomocą łódki zanętowej. Wędkowałem na trzy wędki, ponieważ regulamin łowiska na to pozwala. Temperatura wody niestety przekraczała 23*C, a w niektórych strefach zbiornika woda ta miała nawet 25*! W piątkowy dzień powietrze zostało nagrzana do 31 kresek powyżej zera. W taką pogodą zdecydowałem się na delikatne nęcenie w letnim stylu… Co to znaczy? Ryby dokarmiałem mieszanką własnej roboty! A w jej skład wchodził drobny pellet 8mm, kilka kulek, a także dwie łyżki kukurydzy. Ryb nie należy przekarmiać w taką pogodę, ponieważ te i tak są już wystarczająco „spowolnione” poprzez nagrzaną wodę. Na włosach swoich zestawów postanowiłem jednak delikatnie poeksperymentować… Jeden z zestawów składał się z samych ziaren kukurydzy – trzy ziarna, w tym dwa sztuczne, pływające ziarenka Nat Baits firmy York. Drugi zestaw stworzony był na „grubo” – kulka 20mm podwieszona kulką 16mm. Trzeci zestaw to dumbells o zapachu kukurydzy, a także malutka, 12-mm kulka typu pop’up o zapachu słodkich cukierków… Czy to przyniesie jakieś wyniki?
Woda na łowisku była wyjątkowo spokojna. Wiatr zbytnio nie chciał marszczyć jej powierzchni, a ta w ciągu południa nagrzała się w ogromnym stopniu… Wystarczy pomyśleć o tym, że przez wszystkie godziny dzienne woda jest oświetlona bez przerwy, nie ma ani grama cienia – samo to daje obraz zastanej sytuacji. Na szczęście drobne ryby nie dały po sobie poznać zmęczenia upałami. Przed nastaniem pierwszej nocy, gdy karpie nie wykazywały się aktywnością (póki co! Mam nadzieję, że póki co…) to w zamian karasie dawały sygnały na temat swoich brań. Pierwszy taki gość trafił do podbieraka około godziny 19. Zostało mu zrobione szybkie zdjęcie, został wyhaczony, a rana odkażona. Tuż po tym rybka wróciła do wody! Wprawdzie nie był to cel zasiadki, no ale przez niego nie wrócę do domu z zerem na koncie. Hehehe, taka rybka, a potrafi zadowolić wędkarza.
Około godziny 23 położyłem się spać. Na zewnątrz zrobiło się
tak fajnie, tak chłodno. O tej godzinie można powiedzieć, że zachciało się żyć!
Panujące upały potrafią być bardzo męczące dla nas, ludzi. A co mają zrobić
znajdujące się w wodzie ryby? Noc jest wybawieniem i dla mnie i dla nich – po
prostu człowiek czuje się lepiej. Czuje się na tyle lepiej, że jak zasnąłem o
godzinie 23 to obudziłem się z samego rana, około godziny 6 jak już ktoś
przechodził koło namiotu. Z kolei o godzinie 7, gdy postanowiłem wyjść na
pierwsze, sobotnie promienie słoneczne to moim oczom ukazały się tłumy
wędkarzy… Nie żartując – na łowisku spokojnie można było naliczyć już około 30
osób.
Około godziny 11 następuje powolny wyjazd na zestawie znajdującym się nieopodal trzcin. Chciałbym w tym miejscu napisać, że ryba dzielnie walczyła, że przeżyłem niezapomniane emocje, że karp był na tyle silny iż co chwilę wyciągał linkę z kołowrotka, ale… no ale… Po zwinięciu zestawu wraz z rybą, do samego brzegu, udało się podebrać potwora! Potwora umieszczam w podbieraku, a jego widok normalnie mnie przeraża! Ryba jak ryba, ale waga znacznie przekroczyła… a raczej nie przekroczyła nawet 2 kg. Jest to jednak pierwszy karp złowiony przeze mnie w tym sezonie, więc trzeba go docenić! Fotka i do wody!
W ciągu dnia pokusiłem się o kilkukrotne wrzucenie echosondy Deeper do wody w celu sprawdzenia temperatury wody. Ta w najcieplejszym momencie dnia miała uwaga… 28*C! Oczywiście w zależności od miejsca sprawdzania temperatura wahała się o stopień lub o dwa stopnie, lecz jednak 28* było najwyższą temperaturą, jaką udało się zlokalizować w kilku miejscach.
Dzień nie przyniósł praktycznie żadnych pożądanych wyników. Zaskoczyła mnie liczba „niedzielnych” wędkarzy, którzy w niedzielę udali się na wędkarskie połowy. W szczytowym momencie dwa z ułożonych przeze mnie trzech zestawów zostały ściągnięte przez wędkarza znajdującego się po mojej lewej stronie, jak i przez tego po prawej. Tuż po tym postanowiłem poczekać z wywiezieniem zestawów do wieczora, bo wiedziałem, że i tak żadna z większych ryb nie znajdzie się w ich pobliżu skoro, każdy uderza ciężarkiem w wodę z częstotliwością jednego rzutu na 10-15 minut. Bo przecież po co zestaw ma dłużej znajdować się w wodzie?
W końcu przychodzi ostatni wieczór wyprawy. Ostatnia noc. Być może to ta noc. Jak już wcześniej myślałem, około godziny 19 na łowisku pozostałem ja i jeden wędkarz po przeciwnej stronie. Rozpoczęło się prawdziwe łowienie, walka o to, żeby wyprawę zaliczyć jeszcze do udanych. Zestawy wywiezione, delikatnie posypane dookoła nich. Teraz pozostało już tylko czekać. A jak się doczekam…
Doczekałem się tego czego chciałem przed godziną 22. Wyjazd na wędce skierowanej na trzciny. Zacięcie i jest! Ryba jest mocna, tuż po zacięciu przez kilka sekund nie zatrzymuje się. Trzymana wciąż w jednej pozycji wędka sprawia jednak rybie na tyle trudności, że w końcu musi odpocząć. A wtedy wkraczam do akcji ja i zmniejszam dystans dzielący mnie od niej. Zdobycz wydaje się nie być cięższa, co jakiś czas przypomina mi o tym, że hol w dalszym ciągu nie będzie przebiegał na zasadzie dociągnij mnie do brzegu. Karp co jakiś czas zabiera sobie drobne odcinki żyłki. Walka rozpoczyna się dopiero, gdy ten zobaczył światło z latarki. Wtedy wybrał dobre 20 metrów linki z kołowrotka. Tuż po tym, gdy ryba zatrzymała się przywłaszczam sobie zabraną przez nią żyłkę. Jednak ta znów znajduje się w okolicy brzegu gdzie odrobinkę szaleje, a po chwili pokazuje się na powierzchni wody. Do podbieraka trafia za pierwszym razem! Mam ją! Okazało się, że fajny, pełnołuski karp ważył trochę ponad 8 kg. Zdjęcia zrobione, wracaj więc do wody!
Niecałą godzinę później z tego samego miejsca doławiam większego karasia, który ważył około kilograma – ryba zaskakująco dużych rozmiarów.
Do samego rana nie wydarzyło się nic niespodziewanego czy wartego uwagi. Co jakiś czas sygnalizatory delikatnie popiskiwały, nie było to jednak częstym zjawiskiem. Po zjedzeniu porannego śniadania nastał czas w ciągu którego zacząłem powolne pakowanie się. Sprzętu jest na tyle, że jego rozłożenie trwa zazwyczaj krócej niż złożenie. Przed złożeniem o niektóre rzeczy trzeba zadbać do tego stopnia, iż należy je wysuszyć – nawet gdy nie były narażone na deszcz to i tak mogła powstać na nich wilgoć. Trzeba czasami zwrócić na to uwagę!
Z łowiska wyjeżdżam około godziny 13, a ostatnia noc okazała się być tą nocą, która pozwoliła zakończyć zasiadkę z pozytywnymi wrażeniami!
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz