Tegoroczny sezon pstrągowy minął jak dla mnie bardzo szybko.
Udało mi się zaliczyć "aż" trzy wyjścia w pogoni za tą piękną,
szlachetną rybą. Czasu było jak na lekarstwo... Jednak tego ostatniego dnie
sezonu, w którym to można "zapolować" na te piękne, kropkowane ryby
po prostu nie mogłem odpuścić!
Dosłownie ostatniego dnia, w którym można uganiać się za
pstrągami zabrałem ze sobą malutki plecaczek, ubrałem spodniobuty Yorka, w rękę
wziąłem delikatną, okoniową wklejankę o ciężarze wyrzutu do 12 gram, a o nos
oparłem ciemne, polaryzacyjne okulary. Nie obyło się też bez
"psikacza" odganiającego komary, których to jest w tym roku ogrom!
Jeśli ktoś z was aktywnie bierze udział w takich pstrągowych
"spacerkach" ten wie, jak bardzo uciążliwe potrafią być te owady...
Rozpraszają podczas rzutu, podczas holu... Na szczęście jeśli
"wykąpiemy" się w spreyu dobrej jakości to owady trzymają się w
odpowiedniej odległości od nas.
Woda w rzece była bardzo niska. Jej stan był wręcz
katastrofalny... Do tego jej temperatura... Mimo chłodnych już nocy woda była
ciepła, zbyt ciepła jak na górski potok. Już po oddaniu kilkunastu rzutów, w
pierwszym z "lepszych" miejsc jakie odwiedziłem za moim woblerkiem
zaczął uganiać się pstrąg. Prędkość ryby, która płynęła za woblerem była tak
"ogromna", że dogoniłaby go chyba dopiero gdy zaprzestałbym zwijać
żyłkę...! Mogłem jednak domyślić się, że tak będzie - sama woda w rzece o tym
mówi. Owe miejsce, poza tym jednym wyjściem biednego pstrążka nie zaowocowało
niczym wartym naszej uwagi. Idę więc dalej, przemierzając kolejne dziesiątki
metrów rzeki. Po jakiś 300 metrach trafiam na miejsce warte uwagi. Skarpa z
głębokim dołkiem, gdzie wlewa się dobrze natleniona woda wartkiego w tym
miejscu nurtu. "Dziura" w dnie była konkretna! Miała śmiało około 2
metrów głębokości. Rzuty w tym miejscu dają mi kontakt z pstrągiem, którego nie
udaje mi się nawet zauważyć na oczy. Trącił on przynętę jedynie jeden raz - już
później nie dawał znaków życia. Tak jakby nagle znikła... Idąc dalej trafiam na
miejsce, gdzie podczas czerwcowego wyjścia udało mi się namierzyć całkiem
dużego pstrąga. Rzuty w tym miejscu przynoszą mi jedynie kontakt z podwodnymi
gałęziami przez co musiałem wchodzić do wody, aby odczepić przynętę i tym samym
"spaliłem" to miejsce... O rybie tutaj mogłem już zapomnieć. Na
szczęście kawałek dalej w okolicy głębokiego dołku dostrzegam aktywne ryby. Z
dużej odległości - tak aby nie wypłoszyć pstrągów - wykonuję rzut. Pierwszy
rzut trafia na płytką wodę, a ja po kilku obrotach korbką czuję uderzenie ryby.
Udaje się ją zaciąć i w tym właśnie momencie na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Podczas holu nie obyło się bez nerwów, przecież miałem szansę na wyciągnięcie z
wody i sfotografowanie ryby! Do tego pstrąg wydaje się nie być takim małym. Po
kilkunastu sekundach pod nogi udaje mi się przyciągnąć rybę, która wydaje się
mieć około 25 cm długości. Zaatakowała ona 3-cm woblerek głęboko i agresywnie
pracujący.
Po czasie trafiam na miejsce, gdzie udaje mi się złowić
dosłownie trzy klenie (długości do 25 cm, takie niewielkie) w trzech oddanych
po sobie rzutach! Coś niesamowitego! Wystarczyło znacznie oddalić się od
miejsca, w którym podejrzewałem, że przebywają ryby, a te stawały się
praktycznie nieostrożne, gdy nie wyczuwały zagrożenia!
Kolejne warte uwagi miejsce to głęboki dołek, do którego
woda wpadała dzięki wartkiemu nurtowi znajdującemu się delikatnie wyżej. Po
kilku rzutach 3,5-cm woblerem udaje mi się sprowokować do ataku rybę. Rybę,
która atakuje mój wabik przy dwóch lub trzech kolejnych rzutach, ale mimo to
nie udało się go zaciąć... Rybka wygrała, opuszczam to miejsce.
Po przejściu kolejnych metrów rzeki naszedłem na miejsce,
gdzie najpierw zauważam, a później zacinam dużego pstrąga! Hol był zbyt
spokojny, ryba praktycznie nie miała siły walczyć... Odjechała w głąb rzeki
raz, może dwa. Tuż po tym dała się podciągnąć pod moje nogi. Przed podebraniem
jej ręką spokojnie okręciła się kilka razy wokół własnej osi. Chwilę po tym
była już moja! 37 cm szczęścia! Pstrąg po kilku zdjęciach wraca do wody!
Na koniec z tego samego miejsca udaje się jeszcze zaciąć takiego oto małego dzikuska...
Pod koniec wyprawy postanowiłem jeszcze odwiedzić około
300-metrowy odcinek rzeki, gdzie zawsze działo się... oj dużo się działo! Tym
razem z tego odcinak udaje mi się wyciągnąć pstrąga mierzącego +/-25 cm i trzy
ładne klenie, największy długości 36 cm - dla mnie to ładna ryba, biorąc pod
uwagę to, że łowię na rzece o szerokości może 4-5 metrów...
Przez cały dzień złowiłem w sumie 11 ryb, z czego 5 to
klenie, a pozostałe zdobycze to pstrągi! Zakończenie sezonu jak zwykle było
bardzo, bardzo udane!
Kamil Skwara
Brawo jest się czym pochwalić !
OdpowiedzUsuń