Dzień po moich dwudziestych urodzinach wybieram się na
krótką, dobową zasiadkę na łowisko w Krzemiennej. Trudna woda, z mocno
zarośniętym rogatką dnem. Mocne, waleczne i duże ryby. W wodzie pływa sporo
„niespodzianek”. Okolica cudowna – akwen otoczony wzgórzami i rzeką San. Do
tego woda, woda która przyciąga mnie swoimi tajemnicami. Łowione są tutaj ponad
dwudziestokilogramowe tołpygi, sumy, które są niespodzianką podczas karpiowych
zasiadek, aż w końcu waleczne karpie, które często przekraczają granicę 10 kg.
8 września biorę na celownik zatoczkę znajdującą się po
prawej stronie od głównego wjazdu na łowisko. Jest to mocniej zarośnięte
miejsce, charakteryzujące się głębokością od 1,5 do 3,5 metra. Po rozpakowaniu
samochodu ze sprzętu, rozbiciu namiotu i przygotowaniu zestawów przystępuję do
sondowania miejscówki. Dzięki Deeperowi namierzam kilka interesujących mnie
miejsc, które były wolne lub delikatnie porośnięte gęsto występującą tutaj
rogatką. Dwa z wybranych przeze mnie miejsc charakteryzowały się głębokością
około 2,5 metra. Miejscówka była praktycznie wolna od podwodnej zieleni. Tego
niestety nie można powiedzieć o fragmencie wody, gdzie położyłem trzeci zestaw.
Podwodna górka na głębokości 1,8 metra porośnięta w całości moczarką. Zestaw na
szczęście udało się położyć w miejscu, gdzie rogatki nie było zbyt wiele. Górkę
„zasypałem” kukurydzą, a na włos trafiły tutaj dwa sztuczne ziarenka Nat Baits
od Yorka oraz standardowo jedno ziarno gotowanego ziarna. Dwa pozostałe zestawy
to bałwanki z kulek 20 lub 16 mm połączone z połówką pop’upa 16 mm. Jeden
komplet przynęt na słodko – drugi rybny. Okolica została zanęcona drobnym i
grubszym pelletem oraz garścią kulek, które znajdowały się na włosie przyponów.
Weekend w tej okolicy niestety nie należy do najcichszych.
Zabawa, śpiewy i wrzaski dobiegające z pobliskich domków letniskowych
towarzyszą mi do godziny 1… Przynajmniej było, czego posłuchać i z czego się
pośmiać! Aczkolwiek cisza sprzyjałaby mi pod względem wędkarskim… I sami powiedźcie,
co byłoby lepsze? Przez noc miałem mega ogromne branie na kukurydzę… przez
skradającą się i wykradającą ziarna mysz! Postanowiłem zostać jej przyjacielem
i na pobliskim pomoście rozsypałem jej trzy łyżki kukurydzy, a dwie godziny
później nie zostało już ani jedno ziarenko! Ta to miała pracowitą noc…
Moja praca związana z wędkami rozpoczyna się dopiero z
samego rana. Chwilę po godzinie 7 następuje branie na zestawie z kukurydzą.
Podbiegam, podnoszę wędkę i czuję zdenerwowaną, walczącą rybę. Po kilkunastu
sekundach holu ta wpływa w podwodne zielsko. Próby „zachęcenia” jej do
opuszczenia ukrycia przynoszą pozytywny skutek i już po chwili walczę z rybą na
wydawać by się mogło „otwartej przestrzeni”. Co jakiś czas czuję, że linka
obciera się o podwodne rośliny. Mija kilka minut i karp znajduje się już przy pomoście,
z którego holuję rybę. Na głębokości około 1,5 metra widać cała sylwetkę
walczącego potwora – pierwsza klasa czystości wody robi tutaj niesamowite wrażenie.
Po upłynięciu drobnej chwili ryba znajduje się w podbieraku. Przenoszę ją do kołyski,
w której uzupełniam wodę do tego stopnia, aby karp był cały zanurzony. W tym
momencie następuje branie na zestaw ze „słodką” kulką. Podbiegam najszybciej
jak tylko mogę na pomost gdzie rozłożone są wędki. Podnoszę kij do góry i czuję
opór, potwornie mocny opór. Ryba rusza w lewo, w stronę głębszej i bardziej
zarośniętej wody. Po kilku sekundach czuję jak coś obciera się o żyłkę, a po
krótkiej chwili wyczuwam luz… Ryba okazała się sprytniejsza, przetarła żyłkę!
Linka jest chropowata, postrzępiona – spotkała się niestety z czymś co ją
uszkodziło. Nie pozostaje mi nic innego jak przyznać rybie to, że tym razem
okazała się lepsza i silniejsza. Tuż po tym udaję się do karpia, który znajduje
się w kołysce Sakany. Po zważeniu okazuje się, że ryba ma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz