Koniec sierpnia to ostatnia szansa na spotkanie się z
wyrośniętymi i agresywnymi pstrągami. Często jest to jeden z lepszych okresów w
ciągu całego roku. Za namową kolegi decydujemy się poświęcić wyprawę jednej z
podkarpackich górskich rzek.
|
Fot. Przemysław Wacławski |
Woda, na którą wybraliśmy się jest zaliczana do średniej
wielkości rzek górskich. Odcinek, na którym wędkowaliśmy charakteryzuje się
około metrową głębokością. Oczywiście występują tu również głębsze dołki, które
na rzece o takiej charakterystyce są wprost idealnymi miejscami. Mamy tam duże
szanse na spotkanie się z wyrośniętym pstrągiem!
|
Fot. Przemysław Wacławski |
Pierwsze rzuty oddajemy w miejscach płytkich, z głębokością
w okolicach 50 cm. Łowię woblerkiem długości 3,5 cm cechującym się agresywną
pracą. Płytka woda obfituje w sporą ilość glonów zalegających na kamienistym
dnie. Praktycznie każde ściągnięcie zestawu wiąże się ze zdejmowaniem ich z
kotwiczki przynęty. Kilka metrów niżej po rzucie w okolice ogromnego głazu
znajdującego się po środku rzeki kolega zacina pstrąga. Niewielka ryba, ale
pierwsza podczas wyprawy. Po odczepieniu wraca do wody. Przechodzimy kolejne
metry rzeki. W końcu nachodzimy na miejsce, w którym rzeka tworzy delikatny
łuk. Kolega bierze początek miejscówki, ja idę kawałek dalej. Woda jest tutaj
głęboka, a nurt dość szybki. Już w pierwszym rzucie do mojej przynęty wychodzi
całkiem spory pstrąg, który niestety po ataku nie zacina się. Ryba znika gdzieś
w głębi. Kolejne rzuty przynoszą jedynie kilka wyjść drobnych kleników.
Ciekawie zapowiadająca się miejscówka dała mi jedynie jedno wyjście. Kolega
miał więcej szczęścia, bowiem ten odcinek dał przyniósł mu jedną rybę (pstrąg
około 25 cm długości). Postanawiam zmienić przynętę na wąską, czerwoną
obrotówkę w rozmiarze 1. Przemierzamy coraz to ciekawsze odcinki rzeki płynącej
raz między porośniętym drzewami brzegiem, a raz między polami i łąkami. Samo otoczenie,
jakie widzę przez okulary polaryzacyjne napawa mnie zadowoleniem, bo okolica
jest na prawdę cudowna! Nawet taki widok pozwala człowiekowi odpocząć! Tak idąc
i idąc w końcu trafiamy na skalistą miejscówkę, gdzie pomiędzy ogromnymi
głazami znajdują się dobrze rokujące dołki. Woda płynie tutaj żwawo, a rzeka
jest szeroka. Ustawiam się w wysokiej trawie, tak żeby maksymalnie ukryć swoją
obecność. Wykonuję kilka rzutów, do których co jakiś czas wypływają malutkie
pstrągi - niestety tylko "ganiają" za przynętą. Po pewnym czasie
trafiłem na odważną rybę, która z impetem atakuje blaszkę. Z racji, że woda
jest krystalicznie czysta widziałem sam moment brania! Pstrąg praktycznie bez
żadnych skrupułów uderzył w przynętę. Zaciąłem i rozpocząłem walkę. Ryba mimo
swoich rozmiarów ma w sobie dużo siły. Po chwili znajduje się blisko brzegu, a
ja z uśmiechem na twarzy mogę podebrać rybę ręką. Wykonuję kilka zdjęć,
wyczepiam przynętę i pozwalam pstrągowi odpłynąć do domu. Rybka miała może 25
cm długości, ale za to była to moja pierwsza zdobycz z tej wody, a sam ten fakt
cieszy najbardziej!
Kilkaset metrów niżej nad wodą spotykamy jelenia, który w
tak upalną pogodę postanowił wykorzystać przepływająca wodę w celu ochłodzenia
się. To jest właśnie to, co lubię w wyjściach nad górską wodę - zawsze można
zaobserwować coś ciekawego! Mijamy coraz to głębsze i lepiej zapowiadające się
miejscówki, w których za naszymi przynętami wypływają jedynie nieskore do ataku
klenie. Brodzenie w ciepłej wodzie, która jednak ma swoją siłę potrafi zmęczyć
człowieka. Dodatkowo tysiące wykonanych rzutów... Nikt nie powiedział, że będzie
to lekkie zajęcie! Robimy chwilkę przerwy w pięknym miejscu, z którego rozlega
się widok na ogromną, zapierającą dech w piersiach skarpę! Zresztą nic nie
zobrazuje tego lepiej niż zrobione tam zdjęcie!
Coraz to lepsze miejsca nagradzają nas jedynie dwiema
małymi rybami: pstrągiem złowionym przez kolegę oraz okoniem, który zaatakował
moja błystkę. Po drodze mijamy również stary, nieczynny już młyn. Przetrwał
podobno od drugiej wojny światowej i zachował się w naprawdę dobrej kondycji,
mimo że często podwyższona tutaj woda cały czas go podmywa. W tym miejscu
kończymy naszą wyprawę i udajemy się w stronę asfaltowej drogi skąd mamy do
przejścia jakieś 4 km do parkingu, gdzie kończymy wyprawę.
Dziękuję za uwagę -
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz