4 lutego 2018

Nad górskimi wodami w 2017 roku

Pstrągi w roku 2017 nie miały zbytniej ochoty współpracować. Był to najgorszy sezon od czterech lat. Udało się jednak złowić kilka większych rybek, które wywołały uśmiech na mojej twarzy. Poniżej postaram się krótko opisać miniony już sezon spędzony nad górskimi wodami.


Pierwsza spinningowa wyprawa w sezonie 2017 zakończyła się tylko dwoma wyjściami tego samego pstrąga. Natomiast była zupełnie inna... Po wejściu do wody okazało się, że rzeka jest wyższa, niż zazwyczaj. Wiadomo, że fakt ten może mieć ogromne znaczenie - ryby mogą mieć mniejszą ochotę do uganiania się za przynętami. Tak też było. Spinningowy wypad nie przynosi żadnego brania, żadnego wyjścia drapieżnika do przynęty. Udało mi się jednak zaobserwować, że drobne rybki powoli zaczynają wypływać ze swoich kryjówek, gromadzą się na płytkiej, oświetlonej i cieplejszej wodzie. Jest to znak, że rzeka powoli zaczyna "żyć". Miałem cichą nadzieję, że kolejny wypad przyniesie mi już jakąś rybę... Że to już będzie ten czas! O tej spinningowej wyprawie możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.

Od czasu wyżej opisywanego wyjścia, aż do 13 kwietnia z powodu czasu ograniczonego nauką do matury (udało się zdać!) nie odbyłem żadnego pstrągowego wyjścia. Nad wodą pojawiłem się w połowie kwietnia. Nie pozwoliłem, aby kapryśna pogoda zatrzymała mnie w domu. W delikatnym deszczyku podążam do pierwszej miejscówki. "Nagradza" mnie ona wyjściem malutkiego pstrąga - który niestety nie daje się zaciąć. W końcu docieram do jednej z moich ulubionych miejscówek na tej rzeczce - skarpa, z głębokim dołkiem. Po kilku rzutach moją obrotówkę atakuje malutki pstrążek. Po krótkim i delikatnym holu ręką udaje mi się podebrać około 20-cm "kropka". Rybka po kilku zdjęciach wraca do wody - odpływa i mam nadzieję, że dorośnie do magicznych 40-50 cm! Ostatnia z odwiedzonych tego dnia miejscówek nagradza mnie kolejnym atakiem na moją przynętę - niestety poprzez brak odpowiedniego skupienia nie zacinam dobrze ryby. Ta po kilku wyskokach nad wodę niestety spina się... O szczegółach opisywanej wyprawy możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.


11 maja po raz kolejny mam możliwość wyjścia nad wodę. Pierwszą miejscówką, którą odwiedziłem tego dnia był odcinek rzeki, gdzie wpadał malutki dopływ. Woda była tutaj głębsza, a nurt silniejszy. Po jednym z rzutów pod przeciwny brzeg do mojej blaszki wychodzi "średniak", który ostatecznie nie atakuje przynęty tylko ją odprowadza. Po dotarciu do mojego ulubionego miejsca, jakim niewątpliwie jest opisywana we wcześniejszym akapicie jedna ze skarp w końcu doczekałem się ataku. Woblerka ze stajni Engima Baits postanowił "ugryźć" malutki pstrążek. Niewielka, około 20-cm ryba dzielnie walczy, wykonuje kilka salt. Po krótkim czasie ląduje w moich rękach. Kilka fotek i spływaj kolego! Mijam kilka ciekawych miejsc, w których nie spotykam żadnego pstrąga. Nagle trafiam na głęboki dołek ze stopniowo osłabiającym się nurtem. Po kilku krótkich rzutach wykonuję dłuższy... Przynęta opada do dna, zaczynam przyciągać przynętę do siebie. Wobler przepłynął może niecały metr, gdy poczułem mocne uderzenie. Zacinam i siedzi! Jest ryba! Drapieżnik dzielnie walczy, postanawiam dać mu się wyszaleć. W momencie, gdy wyczułem, że rybie brakuje sił podciągam ją do brzegu. Następuje moment podebrania - pstrąg jednak ma jeszcze siły i próbuje wplatać się w jakąś gałąź leżąca na dnie. Druga próba "złapania" ryby kończy się identycznie jak pierwsza... Dopiero za trzecim razem ryba ląduje w mojej dłoni. Rybka okazuje się być największą w tym sezonie (jak na razie!) i mierzy równe 30 cm... Na większe przyjdzie jeszcze czas! W dobrej kondycji "kropek" wraca do wody. Idę dalej, w górę rzeki. Mijam kilka obiecujących miejscówek - niestety bez kontaktu z rybą. Tuż pod koniec wyprawy rzeka obdarza mnie małym pstrągiem. Rybka po kilku zdjęciach - tak jak jej poprzednicy - wraca do wody. Szczegóły majowej wyprawy możecie zobaczyć po kliknięciu tutaj.


8 czerwca wybieram się na kolejne spotkanie z pstrągami. Już pierwsze odwiedzone przeze mnie miejsce sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Najpierw do woblerka od Engima Baits wychodzi malutki pstrążek, który to po "profesorsku" odprowadza przynętę, a następnie odpływa... Chwilę później zauważam, że jakaś ryba wyszła do owada płynącego na powierzchni wody. Zarzucam przynętę może metr obok tego miejsca... Wystarczyły dwa, może trzy obroty korbką - siedzi! Dzieje się jednak coś, czego jeszcze nie doświadczyłem nad wodą - do tej pory... Ryba wychodzi do powierzchni i... Daje się spokojnie podciągnąć pod moje nogi, gdzie chwytam ją ręką. Pstrąg jakby nie chciał walczyć, a rozmiary miał spore (największa ryba sezonu). Jego brak walki prawdopodobnie był spowodowany tym, że woda w rzece "gotowała się" oraz poprzez działanie upałów była coraz to płytsza... Kolejny kontakt z rybą następuje około 500 metrów w górę rzeki. Drobny pstrążek atakuje wobler, wykonuje kilka salt i pozbywa się haczyka, który był chyba większy od jego pyszczka - malutki potokowiec wygrywa tę walkę! Kolejna miejscówka nagradza mnie kolejną rybą. Już w pierwszym rzucie udaje mi się zaciąć pstrąga, niewielkiego, bo miał może z 15-20 cm. Ryba po wykonaniu kilku zdjęć wraca do wody... 300 metrów w górę rzeki potężny atak kwituję zacięciem. Wobka zaatakował piękny pstrąg! Przy drugim salcie niestety spina się zahaczając żyłką o zwisające do wody trawy... Pech niebywały... Ryba miała na pewno +35 cm. Chciałbym dodać jeszcze, że wzięła ona w tym samym miejscu, w którym złowiłem miesiąc wcześniej pierwszą w tym roku "trzydziestkę". Filmik oraz obszerniejszą relację z wyprawy możecie znaleźć po kliknięciu tutaj.


Kolejna i zarazem ostatnia w sezonie 2017 spinningowa wyprawa miała miejsce 23 sierpnia. Nad wodą zastaje mnie jednak przykry widok... W rzece brakuje sporo wody - w miejscu, w którym zawsze stałem zanurzony po pas tego dnia woda nie sięgała mi nawet do kolan. Nadzieje na spotkanie z dużą rybą szybko odstawiłem gdzieś w kąt. Chciałem tego dnia złowić przynajmniej jednego pstrąga, tak żeby dobrze wspominać końcówkę tego sezonu. Wiedziałem, że będzie ciężko. Tak też było. Miejscówki, które zawsze były zamieszkiwane przez ryby pozostawały puste. W kilku miejscach do mojej przynęty wypływają malutkie pstrągi. W jednym z miejsc moim oczom ukazuje się może wymiarowy pstrążek. Spokojnie odprowadza jednak przynętę i równie spokojnie - jakby nie miał w ogóle sił - odpływa. W jednym z miejsc udaje mi się zaciąć rybkę, której długość nie przekroczyłaby 15 cm. Zdobycz bez zbędnych w tym przypadku zdjęć wraca do wody. Dosłownie kawałek dalej, w mocnym nurcie moją przynętę atakuje ładny pstrąg. Walczę z nim na bardzo krótkim odcinku linki. Ryba szybko opada z sił. Jednym ruchem udaje się ją podebrać. Wykonujemy kilka zdjęć i pstrąg odpływa. Na oko mógłbym dać mu około 30 cm długości. Była to ostatnia zdobycz z górskiej wody w sezonie 2017... O szczegółach opisywanej wyprawy możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.



Podczas sezonu 2017 używałem głównie woblerków Engima Baits. Był to ich drugi sezon na "moich" wodach i wiem, że na pewno nie ostatni. "Posmakowały" bowiem rybom. Kieruję, więc podziękowania dla Mateusza za cudownie wykonane wobki, które nad wodą skuszą jeszcze niejedną rybę!



Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz