Początkowo efekty były słabe. Ryby niby brały, ale na haczyk trafiały głównie kleniki o długości od około 15 do 25 cm. Niewielkie rybki, dostarczały wrażeń, zresztą jak każda złowiona przez nas rybka! Atakowały chlebek z najróżniejszymi skutkami - niektórym udawało się rozbić przynętę, z której później wypadał hak, inne potrafiły podczas brania wypluć chlebek, aż w końcu trafiamy na grupkę która to ląduje przy brzegu, z pamiątkową fotografią. Każdy z kleników wrócił do wody. Ciekawym przyłowem były wzdręgi oraz kiełbie, które jak wiadomo coraz rzadziej występują w naszych wodach. Te ostatnie zazwyczaj zbierały kawałki przynęty leżące na dnie, podczas tak zwanego przeze mnie "łowienia z opadu".
Po pewnym czasie trafiam na piękne miejsce, które początkowo wydaje się być bez życia... Mocny nurt wlewa wodę do potężnego dołku o długości około 20 metrów. Szerokość rzeki waha się tutaj w granicach 10 metrów, a po drugiej stronie do wody zwisają gałęzie drzew. "Moja" miejscówka wygląda dokładnie tak - od brzegu w stronę otwartej wody głębokość stopniowo wzrasta. Gdy osiągnie już maksymalną wartość, a my pokierujemy się nią w stronę przeciwnego brzegu, ta znów zaczyna stopniowo maleć. W skrócie wygląda to tak: przy brzegach płytko, a na środku głęboko. Postanowiłem poświęcić pół kromeczki chleba i wrzucić jej kawałki do wody, aby zobaczyć co się z nim stanie. To co pokazało się pod powierzchnią było niesamowite. Adrenalina od razu podskoczyła w górę. Do jednego kawałka pieczywa potrafiło wypłynąć nawet pięć kleni o długości znacznie ponad 30 cm. Bez chwili zastanowienia zarzucam zestaw do wody. Pierwszy atak, ryba bawi się przynęta pod gałęziami. Chwile po tym z kołowrotka zaczyna uciekać żyłką. Zacinam więc! Czuć rybę! Zdobyczą okazuje się średniej wielkości kleń. Kolejne rzuty przynoszą ryby podobnej wielkości. Co jakiś czas w okolicy przynęty pojawiają się piękne i grube ryby. W końcu przyszedł czas i na coś ładniejszego. Po około 30 minutach prób do mojej przynęty wychodzi duży pyszczek, który zbiera przynętę z powierzchni i spokojnie odpływa. Po zacięciu zaczyna szaleć! Nawet przechodzący kawałek dalej wędkarz nie mógł się powstrzymać i przyszedł zobaczyć co się u mnie dzieje. Ryba walczy około dwie minuty, po czym daje się podebrać ręką. 38-cm kleń wraca po kilku zdjęciach do wody. Do zobaczenia!
Tak oto można spędzić niecałe trzy godziny nad wodą. Rodzinka odpoczywa na leżakach obok, a my możemy oddawać się naszemu hobby. Nawet przez tak krótki czas można złowić całkiem przyzwoitą rybkę, co pokazuje powyższa historia. Kleń może nie był olbrzymem ale sprawił mi wiele radości. Przez te kilka godzin udało się złowić sporo rybek, w tym jedną godną (moim zdaniem) uwagi.
Na koniec prezentuję krótki filmik z wyprawy:
Pozdrawiam! Do zobaczenia nad wodą! - Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz