Test 1: mieszanka zanęt MVDE Super Carp Strawberry oraz MVE Super carp white
+ atraktor Lemon"n vanille
Co mówi producent o zanęcie MVDE Super Carp Strawberry?
"Niezwykle
bogata w proteiny zanęta opracowana na bazie składników roślinnych.
Zanęta charakteryzuje się świetną pracą w łowisku i jest łatwa do
przygotowania. Chociaż opracowana głównie pod kątem połowu karpi,
sprawdzi się doskonale przy połowach dużych leszczy i linów."
Wybrałem
ją dlatego, ponieważ specjalizuję się w połowie gruntowym karpi. Bardzo
lubię łowić na "owocowe" kulki. Myślę, że przy tego typu kulkach zanęta
o zapachu truskawki i to bardzo intensywnym (bardzo dobrze czuć go
nawet przy zamkniętym opakowaniu!) sprawdzi się doskonale. Plusem jest
również jej łatwe i szybkie przygotowanie. Jeśli nie mamy na to dużo
czasu, ponieważ nasza karpiowa zasiadka jest krótka bardzo dobrze się
sprawdzi. Przyda nam się również podczas dłuższych zasiadek -
przygotujemy ją szybciej, a czas wędkowania będziemy mieć dłuższy.
Zanęta
jak wcześniej wspomniałem ma zapach truskawki. Ma kolor czerwony, lecz
gdy przyjrzymy się jej lepiej zobaczymy składniki innych kolorów.
Zanęta MVDE Super carp white:
Co mówi o niej producent?
"Wysokoproteinowa
zanęta opracowana specjalnie do połowu karpi. Sprawdza się również przy
połowach dużych okazów leszczy oraz linów. Może być używana w każdych
typach wód. Najlepiej przygotować ją na kilka godzin przed łowieniem - w
ten sposób składniki zostaną dokładnie nawilżone. Opracowana przy
współpracy Boba Nudda. Wabi i zatrzymuje w miejscu nęcenia duże okazy
karpi. Szczególnie skuteczna w połowach na kulki proteinowe."
Dlaczego ją wybrałem na tę wyprawę?
Na
końcu zestawu jednej z dwóch wędek, którymi łowiłem na łowisku w
Kobylanach umieszczałem kulkę proteinową. Zanęta jak napisał producent
doskonale sprawdza się przy połowie na wcześniej wspomnianą przynętę.
Jej minusem jest długi czas przygotowania. Osobiście przyznam się, że
wymieszałem ją z wcześniej opisywaną zanętą i nawilżyłem zaraz po
przyjeździe na łowisko, a nie tak jak pisze producent " kilka godzin
przed łowieniem".
Zanęta MVDE Super carp white jest jasna. Jest
to również zanęta przeznaczona na karpie. Tak jak jej opisywana
wcześniej poprzedniczka posiada w swoim składzie dużo protein.
Do
mieszanki tych zanęt dosypałem około 125 gram (czyli pół opakowania
produktu) atraktoru lemon"n vanille. Jest to aromat o zapachu jak sama
nazwa wskazuje... wanilii, a jak wiadomo karp bardzo lubi "słodkie
jedzonko".
Przygotowywałem ją następująco:
1. Wymieszałem obydwie zanęty ze sobą w wiaderku.
2. Dodałem 1/3 opakowania atraktoru lemon"n vanille.
3. Dodałem kukurydzę oraz pellet.
4. Dodałem wodę.
5. Po 20 minutach znów dodałem wodę (tylko, że teraz w mniejszej ilości).
Ryby
zaczęły spływać się w zanęcone miejsce po około 15 minutach. Najpierw
była to drobnica, a potem jeden z większych karpi zaczął spławiać się w
nęconym miejscu, ale jest mi trudno określić, czy zbierał on zanętę czy
nie. Tego dnia karpie i amury nie chciały współpracować z żadnym z
pięciu wędkujących.
Przy "donęcaniu" ryby (drobnica) pozostają w łowisku i nadal zbierają zanętę.
Wędkowałem na głębokości około 2,5 - 3,5 m. przy trzcinach. Było to znakomite łowisko - według gospodarza - karpi i amurów.
Jak
nęciłem? Na początek wrzuciłem 3 duże kule zanętowe (z brzegu, ponieważ
odległości na których wędkowaliśmy nie były duże), a następnie 4 małe,
gdy wypłynąłem nad zestaw łódką. Dodatkowo z łódki "wysypałem" w
okolicach zestawu mieszankę składającą się z kukurydzy, pelletu oraz
kulek proteinowych (zapach - krab).
Okolice zestawu drugiej wędki nęciłem mieszanką zanęt MVDE Supercarp fishmeal oraz MVDE Expanda Gold + atraktor Big Fish
MVDE Supercarp fishmeal
Producent mówi o niej to samo co o zanęcie MVDE Super Carp Strawberry.
Jest
to również wysokoproteinowa zanęta opracowana do połowu karpi - a ten
wyjazd był planowany głównie pod karpia. Ma ciekawy brązowy kolor i
bardzo intensywny zapach. Jest opracowana na bazie mączki rybnej.
Z
kolei MVDE Expanda Gold według producentów przyciąga duże okazy karpi -
a głównie po takie ryby pojechałem na łowisko Big-Game w Kobylanach.
"Zanęta bazowa na najlepszej jakości granulatach. Równie skuteczna bez
dodatków, jak i wymieszana z innymi zanętami. Przeznaczona do łowienia
gruntowego. Szczególnie skuteczna w połowach na kulki proteinowe.". Ma
jasnobrązowy kolor.
Tutaj nawet producent poleca mieszanie tej
zanęty z innymi, więc jej połączenie z zanętą MVDE Supercarp fishmeal.
Do tego dodałem atraktor Big Fish, który jak sama nazwa wskazuje
powinien przyciągnąć duże ryby występujące na tym łowisku. Atraktor ten
ma zapach suszonej śliwki! Przyznam się, że nigdy takiego nie używałem i
byłem bardzo ciekawy jakie będą efekty.
Przygotowałem ją tak
samo jak wyżej opisywaną mieszankę z tym, że dodałem do niej kukurydzę
bez pelletu. Do tego wlałem płynny aromat waniliowy.
Po wrzuceniu pierwszych kul w miejscu nęcenia melduje się drobnica, która zbiera mniejsze elementy mieszanki.
Przy cichym podawaniu kolejnych kul ryby nie płoszą się, a żerują nadal.
Tutaj wędkowałem na głębokości około 2 m. w małej zatoczce.
Nęciłem dokładnie tak samo jak przy pierwszej wędce - czyli 3 duże kule, 4 małe i mieszanka z kukurydzy, pelletu oraz kulek.
Dodatkowo
na zapas, gdyby zabrakło mi lub koledze, który wędkował ze mną wziąłem
zanętę HI-PRO Carp Red, która jest koloru czerwonego. Ma również zapach
truskawki - ten zapach przeważał wśród naszych przynęt jak i zanęt.
Według producenta jest również bardzo skuteczna przy połowie z kulką
proteinową, na którą nie tylko łowiliśmy, lecz także nimi nęciliśmy
obszary wokół naszych zestawów. Do tej zanęty postanowiłem wziąć aromat,
o którym producent pisze tak: " Intensywny aromat truskawki wabi duże
karpie, jazie, leszcze i płocie. Szczególnie skuteczny latem i na
akwenach, gdzie temperatura wody jest stosunkowo wysoka. Może okazać się
nieoceniony w zwabieniu dużego amura". W tych słowach wszystko
przemawia za tym, żeby wziąć go ze sobą na ten wyjazd - mamy już lato,
pływają tutaj duże karpie, a woda była ciepła.
Zanętę przygotowałem
tak samo jak wyżej wymienione mieszanki (zawsze tak przygotowuję zanęty,
nie patrzę na to co proponuje producent z tyłu opakowania - mam po
prostu własny sposób, który się sprawdza).
Po wrzuceniu pierwszych
kul zanętowych nastaje "cisza", by po około 10 minutach zaroiło się
wokół nęconego miejsca od drobnicy. Mniejsze rybki szybko pozbierają to
co im odpowiada i odpływają. Dzięki tej zanęcie (która według producenta
jest przeznaczona głównie na karpie) udało mi się złowić... a zresztą
kto czyta ten wpis dowie się o tym później.
Podczas cichego
"donęcania" istnieje szansa, żeby nie wypłoszyć ryb z łowiska. Drobnica
znów pojawia się pierwsza, zbiera to co ją interesuje i odpływa.
Tej
zanęty użyłem w sobotę rano, gdy brakło nam wykonanych w piątek
mieszanek. Nęciłem nią w zatoczce, w której czekał cały czas na karpia
jeden z moich zestawów.
Taktyka nęcenia tutaj była inna niż
wcześniej, ponieważ nie chciałem wypłoszyć ryb, które powinny zostać tam
"przyciągnięte" przez wcześniej wrzucaną do wody zanętę. Dlatego
nęciłem małymi kulami z brzegu. W sumie wrzuciłem w to miejsce około 3/4
zanęty.
Łowisko w Kobylanach - "Big-Game Kobylany"
Te
zanęty, wraz z trzema atraktorami testowałem na łowisku Big-Game w
Kobylanach. Jest to mały staw o powierzchni 2 ha. Jest to zbiornik
stworzony w stylu angielskich wód „small wild water”. Zbiornik nie jest
głęboki. Najgłębsze miejsce ma około 3 metry. Rdesty ziemnowodne
przyozdabiające taflę wody stanowią doskonałą ostoję dla karpi i amurów.
Gospodarz łowiska mając na uwadze komfort wędkowania wydzielił na
łowisku tylko dwa stanowiska, mieszczące po dwóch wędkarzy. Dodatkowo
przed przybyciem na łowisku konieczna jest wcześniejsza rezerwacja.
Istnieje możliwość skorzystania z łódki oraz znajdującego się 30 m od
wody domku o standardzie traperskim. W zbiorniku występują karpie i
amury w granicach 7 - 20 kg oraz małe ilości tych w przedziale 2-5 kg.
Dodatkowo można tutaj złowić liny (do 1 kg), tołpygi, okonie i
szczupaki. Największą atrakcją stawu jest szczupak mierzący około 115
cm., który niedawno został złowiony na kulkę proteinową! Niedawno
również został złowiony jeden z sumów zamieszkujących to łowisko. Ryba
ważyła 20 kg. Aktualny karpiowy rekord łowiska ustanowiony został w dniu
18 czerwca 2010. Był to karp golec o wadze 19,00 kg. Wędkujący tutaj
muszą wyznawać zasadę "catch and ralase", czyli "złów i wypuść".
Wprowadzony jest zakaz zabierania i zabijania ryb! Kary za to są bardzo
ostre - "14. W przypadku stwierdzenia kradzieży ryb Gospodarz łowiska
zastrzega sobie możliwość naliczenia kary w wysokości 50 zł za każdy
kilogram ryby, natychmiastowego usunięcia łowiącego z zajmowanego
stanowiska oraz publikacji danych na oficjalnej stronie internetowej
łowiska."
W okolicach stawu można spotkać rośliny takie jak: tatarak
zwyczajny, manna mielec, trzcina pospolita, obrazki plamiste, pałka
szerokolistna i rdesty ziemnowodne. Zwierzęta jakie spotkamy w pobliżu:
rzekotka drzewna i zaskroniec zwyczajny, bocian czarny, czapla siwa,
myszołów, jastrząb, licznie występują lisy, sarny i jelenie.
Po
przyjeździe na łowisko zastał nas jego gospodarz. Ja, jak i mój kolega
byliśmy tam pierwszy raz, więc poprosiliśmy o rady. Bardzo miły Pan
doradził, żeby rozłożyć sprzęt na cypelku i rzucać w stronę grążeli, lub
przed siebie w okolice trzcin. Polecał nęcenie z łódki wokół zestawów. W
okolice grążeli mieliśmy posłać kukurydzę z pop"upem, a pod trzciny
kulkę proteinową, najlepiej tzw. "śmierdziela". Zaczęliśmy wędkowanie
według rad gospodarza, lecz ja zamiast "śmierdzącej" kulki założyłem
truskawkową,
ponieważ zawało i się, że ten zapach w okresie letnim
powinien najlepiej skutkować. Dodatkowo w naszych zanętach przeważał
zapach truskawki. Po zarzuceniu zestawów i zanęceniu miejsc wędkowania
(każdy z nas łowił na dwa kije) przeszliśmy do rozkładania namiotu i do
uporządkowania stanowiska.
Wędki już leżały w wodzie, namiot
został rozłożony, a stanowisko uporządkowane. To teraz siąść i czekać!
Nie do końca, trzeba było dokładnie zanęcić wokół zestawów z łódki.
Wziął się za to kolega, który posiada kartę pływacką. Ja niestety takiej
nie posiadam, ale i tak zabrałem się razem z nim w krótki rejs. Łódka
nie była duża, lecz mimo to znakomicie się nią pływało i bardzo pomagała
w wędkowaniu. Na tym łowisku liczyły się centymetry, jeśli zanęta
została podana pół metra obok zestawu te największe ryby (głównie karpie
i amury), które były naszym celem potrafiły domyśleć się, że to jest
podstęp i całkowicie ignorowały zanętę. Po zakończeniu nęcenia
dopłynęliśmy do brzegu i postanowiliśmy iść porozmawiać z wędkarzami
łowiącymi na innym stanowisku. Okazało się, że są to wędkarze z klubu
karpiowego z Jasła. Doskonale wiedzieli co, jak i gdzie podać rybom.
Wiele nam doradzili. Chociaż się starali - my zresztą też - nikt z
pięciu wędkujących w Kobylanach tego dnia nie doczekał się brania. Przed
nastaniem nocy zamontowaliśmy świetliki i uporządkowaliśmy stanowisko
tak, żeby w razie nocnego brania możliwie jak najszybciej i bez ryzyka
połamania
czegoś na naszym stanowisku trafić do wędek. Przed
nastaniem nocy odwiedził nas gospodarz łowiska. Doradził jeszcze kilka
rzeczy i żegnając się z nami odszedł. Przed nocą wymieniliśmy jeszcze
nasze przynęty na świeże i dorzuciliśmy po jednej kuli zanęty na każdą
wędkę. Po tym nęceniu brakło nam przygotowanych wcześniej mieszanek
zanęt, więc postanowiliśmy, że rano rozrobię następną mieszankę.
O 21:40 nastała ciemność. Na początku jednak nie było tak ciemno jak na
się spodziewałem. Ale około 23 nastała całkowita ciemność. W otwartym
namiocie (mieliśmy zasuniętą tylko siatkę, żeby nie wlatywały nam do
środka nieproszone owady) staw w nocnej scenerii wyglądał niesamowicie.
Do tego jeszcze śpiewy świerszczy i... wielkie pluśnięcia! Można było
się przestraszyć! Była to moja pierwsza w życiu nocka na rybach. Powiem
szczerze, że na początku miałem pewne
wątpliwości jak to wyjdzie. Najstraszniejsze w nocy było to, że cały
czas rozlegał się dźwięk rozbijającego się o powierzchnię wody karpia!
Można
to porównać do wrzucenia 5-kilowego płaskiego kamienia do wody.
Niesamowite! Do teraz pamiętam odgłos wpadającego wielkiego karpia do
wody! Pierwsze branie nastąpiło równo minutę po północy (00:01). Pod sam
kij podniósł się sygnalizator przy wędce zarzuconej w okolice grążeli.
Niestety, było to zbyt szybkie branie bym zdążył wyskoczyć ze śpiwora,
otworzyć namiot i zaciąć. Przynajmniej coś zaczęło się dziać i
przywróciło szansę na złowienie jakieś ładnej ryby.
Noc płynęła, a
więcej brań nie doczekaliśmy się. Kilka minut przed godziną 3 zaczęło
się rozjaśniać. Wyszedłem z namiotu i nagle poczułem się jakby lunął
deszcz! Woda była ciepła, a temperatura powietrza była na pewno niższa
niż 10 stopni C. Obstawiam, że było koło 5 kresek powyżej zera. Wszystko
mokre! Krzesła, skrzynki, a z kołowrotków dosłownie lała się woda. Nic
dziwnego, skoro wybraliśmy takie miejsce... Siedzieliśmy praktycznie na
środku stawu (na końcu cypelka) a wiatr wiał w naszą prawą stronę
znosząc całą parę (lub mgłę - nie wiem jak to nazwać) prosto na nas.
Około godziny 4 postanowiłem rozrobić zapasową zanętę i zmienić przynęty
na świeże. Okazało się, że żadna z przynęt nie została nawet ruszona.
Kulki wisiały na włosie jakby nigdy nic, to samo miało się do trzech
ziaren kukurydzy umieszczonych również na włosie. Zmieniłem przynęty na
nowe i zarzuciłem w te same miejsca co wcześniej. Postanowiłem, że
następna zmiana przynęt odbędzie się w południe o godzinie 12.
Ranek
był bardzo zimny. Słońce zaczęło dopiero oświecać staw koło godziny
6:30. Do tego czasu również utrzymywała się mgła unosząca się nad
zbiornikiem w Kobylanach. Gdy słońce zaczęło mocno przygrzewać
poczuliśmy pierwsze podmuchy wiatru. Pierwsze niezbyt mocne, lecz
później przybywały na mocy. O 11 coś zaczęło bawić się moją kukurydzą
koło trzcin (zmieniłem kulkę na kukurydzę). Lekki odjazd i zacięcie... I
nic. A kukurydzy nie ma na włosie. Zakładam nową i zarzucam w to samo
miejsce. Kilka razy powtórzyła się opisywana przed momentem sytuacja.
Podejrzewam, że była to drobnica, która ściągała po prostu ziarna
kukurydzy konserwowej z włosa.
Nagle kilkanaście minut to
godzinie 13 branie na wędce zarzuconej w zatoczce. Na haczyku były
założone trzy ziarna kukurydzy. Powoli sygnalizator piął się ku górze i
opadał. Czekałem na bardziej agresywne branie, ale nie doczekałem się
takiego, więc zaciąłem. Na początku ryba nie stawiała żadnego oporu.
Czułem jej ciężar. Pomyślałem, że będzie to amur i dopiero zaraz zacznie
się walka. Jednak bliżej brzegu ryba zaczęła dziwnie - jak na amura -
walczyć. Po następnych kilkunastu sekundach na powierzchni wody pokazał
się nieduży szczupaczek. Ryba po podebraniu, odhaczeniu i
zdezynfekowaniu rany po haczyku wróciła do wody. Szczupak miał 43 cm
długości i wychodzi na to, że świadomie pobrał pokarm z dna. Jeśli
łowiłbym metodą spławikową na kukurydzę byłaby możliwość, że szczupaczek
wziął przez przypadek. Ale jeśli kukurydza leżała na dnie, a do tego
haczyk znajdował się w lewym rogu między szczękami drapieżnika... -
tutaj nie możemy mówić o przypadku. Regulamin łowiska zakazuje
wędkowania na przynęty pochodzenia zwierzęcego. Takimi też nie można
tutaj nęcić. Czy jest możliwość, żeby drapieżniki żywiły się tam
przynętami roślinnymi? Myślę, że tak. Dodam jeszcze, że niedawno na tym
łowisku został złowiony szczupak o długości trochę ponad metr! A
przynętą była kulka proteinowa...
Po wypuszczeniu drapieżnika
musiałem zmienić przypon, ponieważ już przy moim lekkim podciągnięciu
strzelił. Szczupak zrobił swoje! Pokazał jakie ma ostre zęby. Niestety
do końca dnia nic się nie działo. Słońce przygrzewało coraz bardziej, a
my o godzinie 18 zaczęliśmy składać nasze obozowisko do auta i sprzątać
po sobie - co jest bardzo ważne!
W pierwszy dzień w piątek
ciśnienie wynosiło 1014 hPa a w drugi 1012. Podczas tych dwóch dni
świeciło słońce. Pierwszego dnia wiatru w ogóle nie było czuć, natomiast
w sobotę dość mocno wiało z południowego-zachodu.
W sumie wędkowałem
25 godzin i 30 minut. W ciągu piątku i soboty tylko mi udało się złowić
szczupaka. Nikt z wędkujących w tych dniach nic nie złowił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz