Początkiem czerwca jak co roku udaliśmy
się wraz ze szkolnymi drużynami na Zawody z Okazji Dnia Dziecka, które
nosiły nazwę "XXII Wędkarski Turniej Szkół o Puchar Prezydenta Miasta
Krosna". W tym roku były to już 22 zawody. Odbywały się one na stawie
Balaton - dobrym (zazwyczaj, ale nie rok temu, w tym roku jeszcze nie
byłem - w przyszłym tygodniu wybieram się tam) łowisku karpi, ale
niestety nie innych ryb. Mam tutaj na myśli płocie, ukleje i inne
mniejsze i większe ryby łowione zazwyczaj podczas zawodów spławikowych.
Jeśli wybieramy się tutaj ze spławikiem najlepszymi łowiskami są płytkie
miejsca, zazwyczaj w okolicach drzew i krzewów rosnących na brzegu przy
samej wodzie. Zawsze podczas zawodów wygrywają... powiedzmy szczerze -
tylko one coś łowią.
W innych (czyli głębszych) miejscach złowienie
małego okonia, którego tutaj jest dużo graniczy niemal z cudem. A więc,
żeby coś tutaj złowić trzeba sobie wylosować dobre miejsce - najlepiej
to o którym wcześniej wspomniałem.
O 8 nasze cztery drużyny
wyruszyły gminnym busem oraz autami naszych opiekunów do Krosna. Nasze
trzy zespoły reprezentowały gimnazjum. Jeden zespół stworzony był z
uczniów podstawówki. W ten też skład wchodziła moja siostra - więc
miałem więcej roboty przy przygotowywaniu sprzętu, zanęt oraz przynęt w
domu, jak i przed samymi zawodami. Na szczęście teraz w szkole mam "luz"
- praktycznie nie mam już lekcji, zazwyczaj gdzieś wychodzimy (Orlik,
jakieś konkursy piosenek, wierszy itp.) - więc miałem dość dużo czasu.
Droga na łowisko zajęła nam około 20 minut. Drogi w całym Krośnie są
remontowane. Zawsze na Balaton jechało się jakieś 10 minut, a teraz
trzeba na to poświęcić dużo więcej czasu. Po przyjeździe poczekaliśmy
chwilę, aż organizatorzy otworzą kartę zgłoszeń. Oczywiście gdy to
zrobili zapisaliśmy się - nawet nie wiem czy nie jako pierwsi. Następnie
przeszliśmy do sprawdzania swojego sprzętu. Po losowaniu każdy udał się
na swoje stanowisko. Oczywiście wylosowałem trudne miejsce, w którym
wiedziałem, że będzie bardzo trudno coś złowić. Moje stanowisko miało
numer A-23.
Woda po jakiś trzech metrach od brzegu gwałtownie
spadała. A więc te trzy metry były płytkie i widać było cały czas
przepływające małe okonie. A dalej, po gwałtownym spadku według mojego
sondowania woda sięgała około 4 metrów (!). A łowiłem 3-metrowym
spinningiem. Nie lubię łowić długimi wędziskami, a to za pomocą którego
łowiłem odpowiadało mi najlepiej z pośród wszystkich moich kijków.
Po ciężkim nęceniu do wody posłałem swój "lekki" zestaw spławikowy wraz z
białym robakiem na jego końcu. Większość obok mnie wędkowała tak samo
jak ja, czyli jakieś 8-10 metrów od brzegu. Po dwóch godzinach bez
brania, zresztą tak jak inni zawodnicy zacząłem kombinować. Zarzucałem i
nęciłem bliżej i dalej. Zwiększałem odległość między haczykiem, a
spławikiem i ją zmniejszałem. Ale efektów nie było widać...
1
miejsce zajął w kategorii gimnazjum wędkarz, który złowił pod sam koniec
zawodów karpia, z którym "męczył się" ponad 30 minut. Wytłumaczeniem
tego jest to, że wędkował on na bata i bardzo cienką żyłką. Kolega z
drużyny, który złowił trzy malutkie okonie zajął wysokie miejsce
(napiszę które poniżej) i wyciągnął nasz zespół na 6 pozycję. 1 miejsce w
kategorii drużyn szkoły podstawowej zajął zespół mojej siostry, który
złowił płoć, wzdręgę i okonka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz