Już w
lutym planowałem razem z kolegą wyjazd na staw do Kobylan. Jest to dziki
staw, którym opiekuje się znakomity karpiarz. Wie co trzeba, żeby
ekosystem dobrze funkcjonował i jak widać wszystko działa jak
najbardziej w porządku, co potwierdza poniższa relacja z
karpiowo-amurowej zasiadki.
Pogoda
zapowiadana na trzy dni naszego wyjazdu nie napawała optymizmem. We
wtorek miało być słonecznie, ale na łowisko jedziemy dopiero
wieczorem.
Noc miała być ciepła. Następny dzień po południu... gwałtowne burze.
Lecz mimo to we wtorek o 17 meldujemy się na łowisku. Zarezerwowany mamy
cypel, z którego mamy dostęp do każdej z dobrych miejscówek
znajdujących się na tym stawie. Od właściciela dowiadujemy się, że wbite
na przeciwnym brzegu pale, oznaczają miejsca, w których najczęściej
łowione są ryby.
Rozpoczęliśmy
przygotowywanie stanowiska oraz rozkładanie namiotu. Łódka już czekała w
wodzie na pierwsze wypłynięcie z naszymi zestawami.
Gdy już nasze "tymczasowe miejsce zamieszkania" zostało uporządkowane zaczęliśmy wywozić nasze zestawy. Na jednej z wędek miałem założoną kulkę TB czarny halibut 16 mm, a na drugiej kulkę Vampire Baits krem i masło 18 mm. Pierwsza wędka została wywieziona w okolice leżącej pod wodą starej wierzby, natomiast druga trafiła pod grążele. Dobrze zanęciłem wokół zestawów (nie wrzucałem dużo kulek). Wróciłem na brzeg i ustawiłem dobrze wędki na podpórkach. Teraz pozostało tylko czekać. Około 20 wyciągniemy zestawy z wody i założymy świeże przynęty na noc - taki był zamiar.
O 20
według wcześniejszego planu wyciągnęliśmy nasze zestawy z wody i
wymieniliśmy przynęty na świeże. Obok grążeli na włosie umieściłem kulkę
TB halibut z jedną pływającą kukurydzą. Na drugiej, obok wierzby do
wody trafiła słodka kulka. Dokładnie zanęciłem wokół zestawów i
zaczęliśmy przygotowywać sobie kawę na kuchence turystycznej. Taka
kuchenka bardzo przydaje się podczas dłuższych, karpiowych zasiadek.
Można sobie zagotować wodę na herbatę lub kawę. Można sobie przygotować
zupę lub nawet drugie danie na obiad. Po prostu jest niezastąpiona.
Noc
początkowo przebiegała spokojnie. Jednak koło północy coś zaczęło się
dziać. Niestety nie na naszych wędkach... Z lasu wyszła grupka, a
dokładniej trzy pijane osoby. Dokładnie to osobniki podobne wiekiem do
mnie, ale raczej jakieś rok, może dwa do tyłu - więc jakieś 15-16 lat.
Usiedli sobie na ławce przy stanowisku pod drzewem. Zaczęli śpiewać,
przeklinać i po prostu narobili takiego szumu... To jest właśnie powód
dlaczego jestem za tym, że młodzież pod żadnym ze względów nie powinna
dostawać alkoholu! Nie powinna - właśnie... Takie mamy prawo, niby nie
wolno, a wolno... No nic. Po prostu trzeba się dobrze przygotowywać na
wyprawy. Zawsze mam przy sobie nóż plus to co nauczyłem się na
samoobronie w szkole.
Sądziłem, że po
tej akcji długo nic się nie zacznie dziać, lecz jednak po zakończeniu
przyśpiewek w stylu: "Victoria górą" (chodziło o klub w Kobylanach),
dokładnie po niecałej godzince na wędce Bartka sygnalizator zaczął
wariować. Zacięcie i do brzegu kolega ciągnie jakiś nieruchomy ciężar.
Wiedzieliśmy od początku, że to amur. Przy brzegu zaczął walczyć, jak na
prawdziwego amura przystało. Ryba powalczyła trochę przy naszych
nogach. Przy jej podbieraniu wykrzesała ze siebie resztki sił i
wyskoczyła z podbieraka! Amur, wyskoczył z wody - trochę dziwne, ale
taka sytuacja tam nie przytrafiła nam się pierwszy raz. Amur ważył 9 kg.
Po zrobieniu kilku pamiątkowych fotek trafił do wody. Reszta nocy
przebiegała cicho i spokojnie. Noc jasna, gwiazdy ładnie widoczne.
Księżyc bardzo ładnie oświetlał teren wokół - po prostu było wszystko
bardzo dobrze widać. A do tego nie było zbyt chłodno, jakieś 10 stopni
na plusie.
Wczesnym rankiem, gdy
już na dobre się rozjaśniło padła decyzja o wymianie kulek na świeże.
Zmieniliśmy dodatkowo miejsca, w których leżały zestawy bez "poważnych"
brań. Jedna z moich wędek powędrowała pod jamę bobra, a druga została
wywieziona w nowe miejsce. Dokładnie to na drugi koniec stawu. Jakieś 5
metrów od trzcin jest tam umieszczona studzienka, która odprowadza wodę
ze stawu, w którym łowiliśmy do innego, mniejszego stawu, w którym jest
zakaz łowienia. Mój zestaw umieściłem jakieś 3 metry od studzienki.
Według wcześniejszego gruntowania były tam jakieś 4-5 metrów głębokości.
Słodka kulka zanurzona w boosterze o tym samym zapachu. To samo
zrobiłem z kulkami, którymi nęciłem wokół zestawu. Kulki były dokładnie
"wytulane" w słodkim boosterze.
Ładny,
słoneczny poranek. Cisza, śpiew ptaków. A o 7 branie na wędce Bartka!
Zacina i holuje amura. Ryba początkowo walczy spokojnie, lecz przy
brzegu kolega męczy się z nią chyba z 10 minut! Gruby, 10-kg amur nie
daje się łatwo podebrać, pokazuje ile siły potrafią mieć również jego
podwodni przyjaciele. Po sfotografowaniu ryba wraca do wody.
Koło
9 decyduje się na zmianę przynęty na świeżą. Wymieniam je na dwóch
zestawach. Miejsce łowienia pozostaje bez zmian. Gdy już dobijałem łódką
do brzegu, grupka dzieci wbiegła na nasze "miejsce zamieszkania". Ja w
tym czasie ustawiałem swinger na żyłce ale zauważyłem, że coś jest nie
tak. Zestaw, który położyłem obok studzienki znalazł się jakieś 15
metrów w lewo, pod trzcinami! Nie wiedziałem o co chodzi więc podniosłem
wędkę i zacząłem ściągać żyłkę. Czuć jakiś ciężar... Niedługo potem
ryba wypłynęła do powierzchni. To był karp! Duży! Nawet wielki! Po kilku
sekundach ryba zeszła pod wodę. Hol do brzegu przebiegał spokojnie.
Było czuć, że karp lekko kiwa na boki pyszczkiem. Przy brzegu ryba
zaczęła pływać wzdłuż niego. Z dużym trudem karp wyciągał 12,5-kg żyłkę
firmy Konger, którą miałem na kołowrotku. Kolega podbiera karpia.
Kładziemy go na macie i pstrykamy kilka zdjęć. Dzieci cały czas podczas
holu kibicowały, a przy położeniu ryby na brzegu były zaskoczone, że
karp jest tak duży. Były nim zachwycone. Po sesji zdjęciowej ryba wraca
do wody. A swój zestaw wywożę dalej w to samo miejsce. Piękny karp miał
72 cm długości i 11 kg wagi!
Do
południa, dokładnie do 14, gdy zacząłem przyrządzać sobie obiad nic się
nie działo. Aż tu nagle na wędce, która była umieszczona pod studzienką
coś zaczęło próbować moją przynętę. Swinger poszedł na dól i nagle
zaczął wspinać się ku wędce. Zacinam, ale tylko początkowo czuję ciężar.
Nagle pusto... Myślę, że to był amur, któremu po prostu słabo wbił się
haczyk w twardy pyszczek.
O 16 z
łowiska wygania nas gwałtowna burza! Taka sytuacja zdarzyła się nam już
trzeci raz na cztery wyjazdy tutaj. Noc cóż... Taki mamy klimat. Dzień
wcześniej kończymy naszą zasiadkę, ze świadomością, że niedługo tu
wrócimy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz