
29 stycznia 2016
Kołowrotek Robinson Maxim

26 stycznia 2016
Te największe potwory z górskich wód
Dzisiejszy
wpis poświęcę pięknej rybie, która zamieszkuje głównie górskie wody… Będzie to
postać pstrąga potokowego, a dokładniej większych osobników tego gatunku,
których złowienie może być naprawdę ciężkie. Duży pstrąg to całkowicie inna
„bajka”, aby go złowić trzeba do niego podejść zupełnie inaczej niż ma się to
przy jego mniejszych kuzynach. Potokowiec mający +35 (cm) zdołał wypracować sobie
sposoby na omijanie zagrożeń, w tym też tych z haczykami na końcu - a jeśli
jeszcze tego nie zrobił to musimy umieć to wykorzystać!
23 stycznia 2016
Przyszedł czas na sezon 2016
Oczywiście, tak jak zawsze tuż przed Nowym Rokiem określiłem sobie cele na nowy sezon. W czerwcu zostałem testerem kulek Marfish, więc jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli w marcu ruszą testy tych przynęt. Tak na wstępie powiem, że wyglądają dość ciekawie. Do ich produkcji zostało użytych 31 składników (jakby ktoś chciał takie przygotować w domu to musiałby kupić 31 składników). Podobno samemu właścicielowi firmy sprawdzają się rewelacyjnie, dobrze pracują w wodzie i co najważniejsze wabią karpie. Zobaczymy jak będzie u mnie. Po cichu mam nadzieję, że coś z nich będzie, że zaskoczą mnie swoją skutecznością. Mogą one okazać się świetnymi przynętami na łowiska, które odwiedza zbyt duża ilość wędkarzy. Możliwe, że ich skład nie będzie wzbudzał podejrzenia u ryb, że będą inaczej odczuwały ten zapach (nie będzie taki sam jak dotychczas stosowanych kulek przez innych wędkarzy). Możliwe, że będzie to killerek, nieznany dotąd przez ryby...
Od początku stycznia tego roku współpracuję również ze sklepem wędkarskim z Brzozowa. W tym sklepie możecie znaleźć produkty znanych marek takich jak Jaxon, Winner, Tandem Baits lub Carp Hunter. Jak wytłumaczył mi właściciel na stronie internetowej sklepu nie ma wszystkich dostępnych produktów w sklepie stacjonarnym, więc jeśli chcecie zamówić coś więcej to musicie skontaktować się z właścicielem, który wtedy odsyła klientów na strony powyższych firm, do katalogów i po spisaniu kodu sprzętu wycenia towar. Oto link do tego sklepu: http://www.markomserwis.sklepna5.pl/ Myślę, że będzie nam się dobrze współpracowało i przyniesie to plusy dla obydwóch stron.
Ostatnio myślałem dużo nad tym, żeby w 2016 roku wziąć udział w przynajmniej dwóch zawodach karpiowych. Jest to mój główny cel w tym sezonie. Nie myślę nawet o wygranej podczas rywalizacji. Chcę po prostu zobaczyć jak wyglądają zawody, nie takie organizowane przez koło, w których zawsze uczestniczę. Zawody karpiowe to całkiem inna rzecz. A przy okazji można nauczyć się czegoś nowego, poznać ciekawych ludzi... I może (oby!) zaliczyć jakiś wędkarski sukces, który pchnie moją „karierę” do przodu. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś w przyszłości „wybić się” w górę i zostać testerem jakiejś większej firmy na rynku karpiowym. Albo przewodnikiem wędkarskim... Praca w przyszłości w tym hobby była by dla mnie naprawdę bardzo dobra. Trzeba lubić to co się robi i czerpać z tego satysfakcję. A jeszcze lepiej było by gdybym dał rady tylko z tego się utrzymywać. Ale, żeby tak było to trzeba włożyć w to bardzo dużo pracy... Właśnie od tego roku zaczynam. Zawody, współpraca z firmami, promowanie swojej strony oraz sklepu z Brzozowa oraz oczywiście doświadczenie zdobywane podczas licznych, karpiowych zasiadek. Mam nadzieję tylko, że coś z tego będzie i zaowocuje to w przyszłości... A jeżeli nie to mam jeszcze plan „B”...
Chciałbym w tym sezonie pobić swój karpiowy rekord z tego roku czyli 11 kg i 80 cm (pełnołuski z Kobylan). Myślę, że jest to cel jak najbardziej do spełnienia. W mojej okolicy znajduje się wiele świetnych łowisk (głównie komercje). Na najbliższe dzikie (nie do końca dzikie) karpiowe wody, a dokładniej to chyba tylko nad Zalew Soliński mam ponad 60 km. Muszę jak na razie korzystać z komercji, które mam praktycznie pod nosem. Dobrze było by odwiedzić kilka z nieznanych mi jeszcze wód w okolicy – ale o nich będzie poniżej.
Amur...
największy z tego roku miał długość 93 cm i 10,5 kg wagi. Po cichutku liczę na jaką metrową zdobycz, a ciężar jeśli przekroczy 12 kg to będzie już naprawdę świetnie!
Jedną z wypraw mam w planach zaplanować konkretnie pod jeden gatunek ryby, na który jeszcze nigdy w życiu nie przygotowywałem się i nie miałem z nim do czynienia. A tym gatunkiem jest... jesiotr. Odkryliśmy z kolegą żwirownie, w której występuje dość duża populacja tego gatunku. Wymieszana jest tam z karpiami i linami, troszkę drobnicy do tego oraz jakieś pojedyncze sumy i oczywiście drobnica. Właścicielem tejże żwirowni jest jak się okazało... kolega taty wcześniej wspomnianego mojego kolegi! Także myślę, że uda się tam wybrać, być może nawet może zwiększymy swoje szanse używając po trzy wędki? Sześć wędek
Od początku stycznia tego roku współpracuję również ze sklepem wędkarskim z Brzozowa. W tym sklepie możecie znaleźć produkty znanych marek takich jak Jaxon, Winner, Tandem Baits lub Carp Hunter. Jak wytłumaczył mi właściciel na stronie internetowej sklepu nie ma wszystkich dostępnych produktów w sklepie stacjonarnym, więc jeśli chcecie zamówić coś więcej to musicie skontaktować się z właścicielem, który wtedy odsyła klientów na strony powyższych firm, do katalogów i po spisaniu kodu sprzętu wycenia towar. Oto link do tego sklepu: http://www.markomserwis.sklepna5.pl/ Myślę, że będzie nam się dobrze współpracowało i przyniesie to plusy dla obydwóch stron.
Ostatnio myślałem dużo nad tym, żeby w 2016 roku wziąć udział w przynajmniej dwóch zawodach karpiowych. Jest to mój główny cel w tym sezonie. Nie myślę nawet o wygranej podczas rywalizacji. Chcę po prostu zobaczyć jak wyglądają zawody, nie takie organizowane przez koło, w których zawsze uczestniczę. Zawody karpiowe to całkiem inna rzecz. A przy okazji można nauczyć się czegoś nowego, poznać ciekawych ludzi... I może (oby!) zaliczyć jakiś wędkarski sukces, który pchnie moją „karierę” do przodu. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś w przyszłości „wybić się” w górę i zostać testerem jakiejś większej firmy na rynku karpiowym. Albo przewodnikiem wędkarskim... Praca w przyszłości w tym hobby była by dla mnie naprawdę bardzo dobra. Trzeba lubić to co się robi i czerpać z tego satysfakcję. A jeszcze lepiej było by gdybym dał rady tylko z tego się utrzymywać. Ale, żeby tak było to trzeba włożyć w to bardzo dużo pracy... Właśnie od tego roku zaczynam. Zawody, współpraca z firmami, promowanie swojej strony oraz sklepu z Brzozowa oraz oczywiście doświadczenie zdobywane podczas licznych, karpiowych zasiadek. Mam nadzieję tylko, że coś z tego będzie i zaowocuje to w przyszłości... A jeżeli nie to mam jeszcze plan „B”...
Chciałbym w tym sezonie pobić swój karpiowy rekord z tego roku czyli 11 kg i 80 cm (pełnołuski z Kobylan). Myślę, że jest to cel jak najbardziej do spełnienia. W mojej okolicy znajduje się wiele świetnych łowisk (głównie komercje). Na najbliższe dzikie (nie do końca dzikie) karpiowe wody, a dokładniej to chyba tylko nad Zalew Soliński mam ponad 60 km. Muszę jak na razie korzystać z komercji, które mam praktycznie pod nosem. Dobrze było by odwiedzić kilka z nieznanych mi jeszcze wód w okolicy – ale o nich będzie poniżej.
Amur...
największy z tego roku miał długość 93 cm i 10,5 kg wagi. Po cichutku liczę na jaką metrową zdobycz, a ciężar jeśli przekroczy 12 kg to będzie już naprawdę świetnie!
Jedną z wypraw mam w planach zaplanować konkretnie pod jeden gatunek ryby, na który jeszcze nigdy w życiu nie przygotowywałem się i nie miałem z nim do czynienia. A tym gatunkiem jest... jesiotr. Odkryliśmy z kolegą żwirownie, w której występuje dość duża populacja tego gatunku. Wymieszana jest tam z karpiami i linami, troszkę drobnicy do tego oraz jakieś pojedyncze sumy i oczywiście drobnica. Właścicielem tejże żwirowni jest jak się okazało... kolega taty wcześniej wspomnianego mojego kolegi! Także myślę, że uda się tam wybrać, być może nawet może zwiększymy swoje szanse używając po trzy wędki? Sześć wędek
22 stycznia 2016
Karpiowanie 2015 zakończone
Plany na przyszły sezon już są. Testy kulek, głównie na trzech wodach.
Pierwsza z nich zalew Besko, lub jeśli ktoś woli to po prostu Sieniawa.
Następna (będzie prawdopodobnie najbardziej uczęszczana) to staw w
Kobylanach. Aż w końcu trzecia woda, będę tam dosłownie kilka razy, jak
nie raz, albo dwa... To ze względu na regulamin łowiska... Komercja
rządzi się swoimi prawami, ale żeby nie można było wnieść żadnej torby
ani plecaka na łowisko... To już jest przesada. Dlatego Łowisko "U
Waldka" odwiedzę najmniejszą ilość razy. Zdecydowałem się włączyć ten
staw do swoich "planów", ponieważ w tym roku łowione były tam piękne
karpie. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że największy w tym roku miał
wagę 23 kg! A to już jest piękna ryba. Do tego kilkanaście "mniejszych",
bo w okolicach 15 kg.
Zalew
Besko... zalew jak zalew. Na tak dużej wodzie trudno jest regularnie
łowić piękne ryby. W tym roku dużo jeździłem po tym zalewie, za każdym
razem byłem w innym miejscu, ale niestety nie udało się złowić żadnego
karpia. Padł tylko węgorz i mały, około 50-cm sumik. Są dwa
wytłumaczenia:
-
nie trafiłem z przynętami, chociaż zawsze na jednej wędce miałem na
włosie kukurydzę (bo jako jedyna sprawdza się na każdej wodzie), a na
drugiej zazwyczaj śmierdzącą kulkę, bądź pellet rybny (według mnie jest
to najbardziej uniwersalny zapach, karp weźmie na nie praktycznie
zawsze, niezależnie od zachcianek jakie ma tego dnia - a wiadomo, że
zapachy owocowe nie zawsze się sprawdzają; a po drugie jeśli nie karp to
na te smaki może wziąć również sum lub amur - także to jest dla mnie
takie uniwersalne, czyli na sprawdzenie \\\"nowej\\\" wody w sam raz),
-
lub po prostu nie ma tylu ryb, jak opowiadali inni wędkarze! Słyszałem
opowiadania o wielkich sumach, karpiach, leszczach, a nawet amurach.
Jednak sam osobiście nie mogę tego potwierdzić.
Zbiornik
w Kobylanach - dziki staw, który przygarną znakomity karpiarz Pan
Waldek, który zawsze służy radą. Zbiornik powstał poprzez połączenie
dwóch mniejszych stawów. Wydaje mi się, że znam go już dość dobrze, ale
jednak potrafi mnie zaskoczyć. Na następny rok planuję średnio spędzić
tam dwa-trzy dni w ciągu miesiąca. Także myślę, że jest możliwość
dobrego poznania łowiska i zahaczenia nawet 15-kg karpia. Dodam, że
teraz w październiku dwa razy został pobity rekord łowiska - i to tym
samym karpiem. Najpierw 19,60 kg, a później 20 dkg więcej! Do tego
przyłów w postaci suma nie jest tam niczym dziwnym. W tym roku kilka
razy padł sum około 20 kg. Czasami przynętę z dna potrafi podnieść
nawet... szczupak! I to nie byle jaki! Największy w tym roku miał ponad
metr długości! Taka ryba, jako \\\"przyłów\\\" (dlatego w cudzysłowie,
ponieważ w Kobylanach gatunek ten przyzwyczaił już wędkarzy do tego, że
pobiera pellet, kulki, a nawet kukurydzę z dna) sprawia naprawdę wielką
radość. Mi samemu w tym roku, jakieś 5 metrów od brzegu, po kilkunastu
minutach holu pokazał się piękny szczupak, który zaraz po tym postanowił
przeciąć plecionkę i odpłynąć... W przyszłym sezonie ubezpieczę się,
ledcor z ołowianym rdzeniem zda tu doskonale role. Już rok temu udało mi
się tu złowić małego, niespełna 40-cm szczupaczka na kukurydzę, która
leżała nieruchomo na dnie. W tym roku udało mi się tam złowić 4 karpie,
najmniejszy 6,5 kg, a dwa największe po 11 (jeden był dłuższy, a drugi
sporo krótszy), kilka amurów i kilka spinek szczupaków - ale o tym w
dalszej części wpisu...
Pierwsza
wyprawa na karpie w tym sezonie odbyła się 12 kwietnia. Padło na
Bartoszów. Staw, w którym - w zależności od zarybień - można nieźle
połowić, lub nieźle posiedzieć. Niestety, dużo wędkarzy odwiedza to
łowisko... W całym stawie wątpię, że zachował się w ogóle jakiś większy
karp. Czasami trudno jest nawet złowić jakiegokolwiek karpia! Wygląda to
tak. Przychodzi czas zarybienia, do stawu trafia np. 500 kg karpia.
Dajmy na to, że każdy waży po kilogramie. Czyli mamy jakieś 500 sztuk. W
ciągu weekendu czasami jest tutaj nawet 20 osób dziennie. Pomnożymy to
razy trzy dni i mamy 60 osób. Do tego jeśli każdy weźmie po 2 karpie...
Nie mamy już 120 sztuk. A do tego mamy przecież jeszcze 4 inne dni
(poniedziałek-czwartek)! Czyli takie zarybienie będzie dobrze jeśli
wytrzyma dwa tygodnie... Uroki komercji, gdzie każdy zabiera ryby do
domu... Już nie chcę wspominać o tym, żeby zachował się tutaj jakiś
karpik o wadze ponad 3 kg, bo to jest nie możliwe. Akurat 12 kwietnia
trafiłem tak, że trzy dni temu odbyło się zarybienie. Presja na łowisku
była ogromna! Naliczyłem 45 osób! Ciężko było gdziekolwiek znaleźć dla
siebie miejsce. Akurat trafiło mi się stanowisko na rogu stawu, przy
studzience odprowadzającej wodę. Niezbyt dobre miejsce. Na szczęście
udało mi się złowić dwa karpie na kukurydzę. Nie powalały one
wielkością. Był to \\\"standard zarybieniowy\\\", czyli wielkość 35-45
cm. Jednak w takim ścisku, nawet takie dwie ryby dają to poczucie, że
pomimo złych warunków na łowisku (chodzi tu o liczbę wędkarzy) udało się
coś złowić. Każda wyprawa daje nam dużo do myślenia, pozwala zdobyć
nowe doświadczenie oraz czasami również pokazuje nam jak walczyć z
różnymi przeciwnościami.
Podsumowanie sezonu pstrągowego 2015

Wiem, że na początku sezonu, czyli w lutym wolą przebywać w miejscach głęboki, ze słabym lub średnim uciągiem wody.
Miejsce zacienione czy raczej oświetlone słońcem? O tej porze roku zauważyłem, że rybom... jest to obojętne. Pstrągi nie wypływają zbyt często do słońca. Po pewnym czasie zacząłem się domyślać dlaczego... Woda o tej porze roku jest bardzo przejrzysta, a do tego gdy dodamy promienie słońca na około 0,5 metrowej wodzie to pstrąg nie czuje się tam bezpiecznie. Rybę w takiej wodzie można dostrzec z daleka, szczególnie rybę większych rozmiarów. O tej porze jeszcze ograniczam się tylko i wyłącznie do woblerów. Błystki zostawiam na cieplejsze dni.
Trzy dni pod drzewem
Już po ostatnim powrocie - jeśli
dobrze pamiętam to po 15 lipca - planowałem kolejny, tym razem w końcu
3-dniowy wyjazd na łowisko w Kobylanach. Lubię przesiadywać nad tym
stawem. Jest to dzikie łowisko, którym zajmuje się Pan Waldek - również
karpiarz. Rola gospodarza to głównie dbanie o rybostan i o
przestrzeganie regulaminu. Dno nie jest czyszczone z zaczepów - po
prostu jak jest, tak ma zostać. Jest to jak wspomniałem dziki staw. Nie
raz podczas pobytu tam spotkałem w nocy dzika, sarnę czy jelenia.
Zaskoczeniem nie jest wielki zaskroniec przepływający staw lub nawet
bóbr lub gigantyczne (co niektóre) żaby! Do tego rok temu spotkany tam
był orzeł przedni! Na prawdę rzadki widok! Przez dzień często można
usłyszeć charakterystyczne tylko dla jednego zwierzaka kra-kra. Do tego
łabędzie, myszołowy, a w nocy jeże, nietoperze i sowy. Po prostu
pięknie. A jeśli chodzi o wodę... W płytszej części zbiornika można
spotkać zatopioną wierzbę i dużo podwodnej roślinności. W głębszej ma
dnie zalegają najróżniejsze gałęzie drzew. A rybostan? Właściciel dba o
to, żeby ryby nie opuszczały tego stawu za sprawą wędkarzy, co jakiś
czas z mniejszego stawu "przerzucane" są ryby, które osiągną już pewną
wielkość. Trafiają wtedy do większego stawu, w którym dominują karpie i
amury. Częstym przyłowem podczas nawet zwijania zestawu są szczupaki,
które chyba z ciekawości uderzają w zestawy. Chociaż rok temu w czerwcu
miałem taki przypadek, że 50-cm szczupak wziął na kukurydzę z gruntu -
przynęta leżała na dnie, nie był jej w żaden sposób nadawany jakikolwiek
ruch. Ta sytuacja pokazuje, że szczupaki zmuszone tym, że nie można tam
łowić na przynęty zwierzęce stały się ciekawym przyłowem podczas
karpiowych zasiadek. Już nie raz miałem tam kontakt z dużym szczupakiem,
niestety zawsze kończyło się tym samym. Podczas tego wyjazdu również
zaliczyłem zerwanego szczupaka - ale o tym później. W stawie można
również spotkać spore karasie oraz wielkie sumy! W tym roku już kilku
wędkarzy straciło zestawy, gdy coś wielkiego walczyło po drugiej stronie
zbiornika i nie dało się ani trochę przyciągnąć do brzegu...

19-21
sierpień to czas mojego pobytu na tym pięknym stawie. Wraz z nie
wędkującym kolegą wybrałem się w środę wieczorem do Kobylan. O 18 moje
zestawy były już w wodzie. Jeden zestaw postawiłem obok studzienki
odprowadzającej wodę, a drugi pod gęstymi trzcinami, które są trasą
wędrówek amurów i rzadziej karpi. Koło studzienki na włos trafiła kulka
szesnastka o smaku białego konopia, a pod trzcinami 20 mm - "Mega
ananas". Nie dostałem jeszcze kulek do testowania, więc łowiłem na


Pstrągi w sierpniu - Dzikusy pod koniec sezonu
28 sierpnia 2014, pod koniec wakacji pewnego
dnia do południa nie miałem co robić. Zapowiadały się dwie
godziny szybkiego wyjścia na ryby na rzekę Iwonkę w Miejscu
Piastowym. Wziąłem rower, spinning i kilka pudełeczek z przynętami
do plecaka nie wiedząc, że czekają mnie pstrągi w
sierpniu. Postanowiłem "na szybko" obłowić
jedną ciekawą głębinę i tak zwaną przeze mnie eskę ("S").
Napisałem literkę "s" w nawiasie, po to aby pokazać jak
wygląda Iwonka w tym miejscu. Ten odcinek ma po prostu kształt
litery "S" i przy takim tłumaczeniu pozostańmy :)
Miejscówkę, którą odwiedziłem jako pierwszą był głęboki,
około piętnastometrowy (na długość) odcinek Iwonki. Wykonałem
tam około 50 rzutów błystką obrotową, woblerem i mini obrotówką,
ale te zabiegi nic nie przyniosły.
"S" - głęboka jak zawsze. Spokojna jak zawsze. Ale już w pierwszym rzucie poczułem charakterystyczne dla brań pstrągów potokowych puknięcie w ściąganą powoli obrotówkę. Kolejne rzuty w miejsce wcześniejszego brania nie przyniosły skutków. Postanowiłem zrobić kilka kroków w górę rzeki. Tym razem z większej odległości. I po krótkim podciągnięciu blaszki do siebie nastąpiło branie. Pstrąg zaatakował przynętę w miejscu, w którym wcześniej stałem. Dobrze, że zrobiłem kilka kroków w gorę rzeki. Ryba walczyła dzielnie. Razy wyskoczyła z wody. Po krótkiej walce udało się podebrać ręką prawie 30-cm pstrąga potokowego. Tego dnia nie doczekałem się większej ilości brań.
"S" - głęboka jak zawsze. Spokojna jak zawsze. Ale już w pierwszym rzucie poczułem charakterystyczne dla brań pstrągów potokowych puknięcie w ściąganą powoli obrotówkę. Kolejne rzuty w miejsce wcześniejszego brania nie przyniosły skutków. Postanowiłem zrobić kilka kroków w górę rzeki. Tym razem z większej odległości. I po krótkim podciągnięciu blaszki do siebie nastąpiło branie. Pstrąg zaatakował przynętę w miejscu, w którym wcześniej stałem. Dobrze, że zrobiłem kilka kroków w gorę rzeki. Ryba walczyła dzielnie. Razy wyskoczyła z wody. Po krótkiej walce udało się podebrać ręką prawie 30-cm pstrąga potokowego. Tego dnia nie doczekałem się większej ilości brań.
29 sierpnia po
prostu musiałem iść pospacerować wodą z wędką. Pstrąg,
którego złowiłem dzień wcześniej na rzece Iwonce tylko mnie
"nakręcił" i dał do myślenia, że na Lubatówce może
być tylko lepiej. Właśnie na niej zawsze pływało więcej
pstrągów. Ubrałem gumowce i zszedłem do wody tuż za domem.
Pierwszy raz tego dnia przynętę zarzuciłem przy ujściu Iwonki do
Lubatówki (czyli jakieś 15 metrów wyżej mojego domu). Już
podczas pierwszego prowadzenia moja błystka została zaatakowana
przez jakiegoś podwodnego zbója. Udało się go zaciąć. Ale nie
za dobrze. Przy pierwszym wyskoku z wody pstrąg uwolnił się.
Postanowiłem na tym nie spocząć i spróbować sprowokować w tym
miejscu jeszcze jakąś rybę. I w końcu zostało to wynagrodzone
podobnej wielkości (do tego zerwanego) pstrągiem. Szybkie zdjęcie
i ryba odpływa w zwisające do wody korzenie skąd wypłynęła i
zaatakowała moją blaszkę. Następnym miejscem jakie odwiedziłem
było z pozoru płytkie (tak też było - niecałe 0,5 m) miejsce,
które charakteryzowało się lekkim nurtem. Z tamtej kryjówki udało
się sprowokować do brania pstrąga, który niestety się zerwał.
Kawałek wyżej przy próbie podebrania zrywam znów pstrąga,
wielkości jego poprzedników.
Następną rybę udało się sfotografować przy skarpie nr. 3 (idąc w górę rzeki od mojego domu była to trzecia w kolejności). Wcześniej miałem jeszcze branie przy skarpie nr. 1. Ale to było tylko lekkie puknięcie. Pstrąg z trójki (skarpa nr. 3 - takie przypomnienie :) ) był wielkości pozostałych, tych zerwanych i tego jednego, którego udało się wyciągnąć na brzeg. Również wrócił do wody i już pewnie teraz, gdy ja piszę ten wpis przystępuje do tarła. Wyżej od tego miejsca miałem jeszcze kilka kontaktów z rybami, ale nic znich nie wyszło. Postanowiłem jutro również udać się na taki sam spacer - w te same miejsca. A wieczorem postanowiłem zejść kawałek w dół rzeki.
Następną rybę udało się sfotografować przy skarpie nr. 3 (idąc w górę rzeki od mojego domu była to trzecia w kolejności). Wcześniej miałem jeszcze branie przy skarpie nr. 1. Ale to było tylko lekkie puknięcie. Pstrąg z trójki (skarpa nr. 3 - takie przypomnienie :) ) był wielkości pozostałych, tych zerwanych i tego jednego, którego udało się wyciągnąć na brzeg. Również wrócił do wody i już pewnie teraz, gdy ja piszę ten wpis przystępuje do tarła. Wyżej od tego miejsca miałem jeszcze kilka kontaktów z rybami, ale nic znich nie wyszło. Postanowiłem jutro również udać się na taki sam spacer - w te same miejsca. A wieczorem postanowiłem zejść kawałek w dół rzeki.
21 stycznia 2016
Noworoczny konkurs!
KONKURS! KONKURS! KONKURS!!!!
Zapraszam wszystkich wędkarzy na konkurs wędkarski organizowany przez stronki: Wędkarstwo Ponad Życie oraz Wędkarstwo Podkarpacie. Do wygrania są wspaniałe nagrody o wartości przekraczającej 350zł!
Miejsce 1 - Kołowrotek Jaxon Magnet carp frlx 500, 2 paczki pelletu sonubaits feede pellet 2mm, Dwie i trzy paczki pelletu haczykowego firmy sonubaitsn oraz akcesoria karpiowe o wartości 30zł.
Miejsce 2 - 0,5 kg doskonale sprawdzających się na łowiskach Podkarpacia truskawkowych i ananasowych kulek - czyli w sumie 1 kg; cztery przypony karpiowe - możliwość wyboru między żyłkowymi, a przyponami z plecionki, które wykonuję samodzielnie; atraktor MIX POWDER 250g. DUŻY LIN KARAŚ firmy Winner.
Aby wziąć udział w konkursie wystarczy:
1. Udostępnić ten post (publicznie) - https://www.facebook.com/WedkarstwoPodkarpacie/posts/433436323447867.
2. Polubić strony:
- www.facebook.com/WedkarstwoPodkarpacie
- www.facebook.com/WedkarstwoPonadZycie/
- www.facebook.com/Markomserwis-1677738602452279/
3. Subskrybować kanał na YouTubie: https://www.youtube.com/channel/UCi3Q6e10I-qSCYe8vpQ3BHg oraz kliknąć na G+1 i "Dołącz się do tej witryny" na nowo założonym blogu: http://wedkarstwopod.blogspot.com (UWAGA! Ten punkt wykonują Ci, którzy posiadają konto na Google).
Regulamin konkursu:
1. Aby wziąć udział trzeba wypełnić wszytki wyżej wymienione punkty.
2. Z losowania nagród będzie nagrany FILM który przedstawi uczciwe wybranie zwycięzców.
3. Konkurs trwa od 12.01.2016r do 14.02.2016r
4. Zwycięzca musi wysłać dane do wysyłki w przeciągu trzech dni, inaczej nagroda przepada.
Nagroda za 1 miejsce:
Nagroda za 2 miejsce:
Zapraszam wszystkich wędkarzy na konkurs wędkarski organizowany przez stronki: Wędkarstwo Ponad Życie oraz Wędkarstwo Podkarpacie. Do wygrania są wspaniałe nagrody o wartości przekraczającej 350zł!
Miejsce 1 - Kołowrotek Jaxon Magnet carp frlx 500, 2 paczki pelletu sonubaits feede pellet 2mm, Dwie i trzy paczki pelletu haczykowego firmy sonubaitsn oraz akcesoria karpiowe o wartości 30zł.
Miejsce 2 - 0,5 kg doskonale sprawdzających się na łowiskach Podkarpacia truskawkowych i ananasowych kulek - czyli w sumie 1 kg; cztery przypony karpiowe - możliwość wyboru między żyłkowymi, a przyponami z plecionki, które wykonuję samodzielnie; atraktor MIX POWDER 250g. DUŻY LIN KARAŚ firmy Winner.
Aby wziąć udział w konkursie wystarczy:
1. Udostępnić ten post (publicznie) - https://www.facebook.com/WedkarstwoPodkarpacie/posts/433436323447867.
2. Polubić strony:
- www.facebook.com/WedkarstwoPodkarpacie
- www.facebook.com/WedkarstwoPonadZycie/
- www.facebook.com/Markomserwis-1677738602452279/
3. Subskrybować kanał na YouTubie: https://www.youtube.com/channel/UCi3Q6e10I-qSCYe8vpQ3BHg oraz kliknąć na G+1 i "Dołącz się do tej witryny" na nowo założonym blogu: http://wedkarstwopod.blogspot.com (UWAGA! Ten punkt wykonują Ci, którzy posiadają konto na Google).
Regulamin konkursu:
1. Aby wziąć udział trzeba wypełnić wszytki wyżej wymienione punkty.
2. Z losowania nagród będzie nagrany FILM który przedstawi uczciwe wybranie zwycięzców.
3. Konkurs trwa od 12.01.2016r do 14.02.2016r
4. Zwycięzca musi wysłać dane do wysyłki w przeciągu trzech dni, inaczej nagroda przepada.
Nagroda za 1 miejsce:
Nagroda za 2 miejsce:
Wędkarstwo karpiowe - coś pięknego
Wpis oparty jest na moim doświadczeniu, więc niektórzy
z Was mogą nie zgadzać się z tym, co przeczytają poniżej…
Na początek kilka słów o bohaterze tego artykułu...
Karp osiąga nawet ponad metr długości oraz masę ponad
30 kg! Jednak, aby urosnąć do takich rozmiarów ryba potrzebuje sporo czasu.
Czasami jest to ponad 25 lat. Naturalne środowisko karpia to głównie wody
zachodniej Azji i południowo-wschodniej Europy. Dla polskich wód jest to
gatunek obcy, prawdopodobnie sprowadzony z Czech (pomiędzy XII, a XIII
wiekiem), który zagościł najpierw w wodach komercyjnych, prywatnych, a dopiero
później zasiedlił dzikie zbiorniki. Przez wielu z nas karp jest traktowany,
jako jedna z ważniejszych postaci w naszym życiu, jest to stworzenie, do którego
z naszej strony płynie ogromny szacunek! I tego się trzymajmy…
Dwudniowa zasiadka, jak najbardziej na plus
Planowałem ten wyjazd już od końca czerwca. Plany trochę pozmieniały się, ale wyjazd musiał dojść do skutku. Wcześniej wszystko zostało już dokładnie zaplanowane. Kulki gotowe, zestawy zrobione dzień wcześniej... Namiot jest, torby popakowane, wypad do Biedronki po jedzenie i wodę można odznaczyć fajeczką na kartce. Po prostu już wszystko gotowe, teraz zostaje tylko czekać na ten piękny dzień i mieć nadzieje na duże karpie...
Pogoda dzień przed wyjazdem nie była zbyt optymistyczna. Przelotny, mocny deszcz dawał się odczuć. Cały czas "kapało" z nieba, błoto robiło się coraz większe, a przecież mieliśmy w planach rozłożyć biwak na cyplu... Błoto na cyplu to nic dobrego. Jednak już we wtorek wieczorem zaczęło się przejaśniać, w końcu wychodzi słońce! W nocy jeszcze lekki deszczyk, ale lekki, więc taki może być. W środę rano jeszcze czasami coś lekko popadało, ale to tak bardzo lekko. 15 lipca około 11:30 wyjeżdżamy z domu na staw. Kilka minut przed 12 jesteśmy na naszym łowisku. Przenosimy z kolegą cały sprzęt z auta na cypel.
Pogoda dzień przed wyjazdem nie była zbyt optymistyczna. Przelotny, mocny deszcz dawał się odczuć. Cały czas "kapało" z nieba, błoto robiło się coraz większe, a przecież mieliśmy w planach rozłożyć biwak na cyplu... Błoto na cyplu to nic dobrego. Jednak już we wtorek wieczorem zaczęło się przejaśniać, w końcu wychodzi słońce! W nocy jeszcze lekki deszczyk, ale lekki, więc taki może być. W środę rano jeszcze czasami coś lekko popadało, ale to tak bardzo lekko. 15 lipca około 11:30 wyjeżdżamy z domu na staw. Kilka minut przed 12 jesteśmy na naszym łowisku. Przenosimy z kolegą cały sprzęt z auta na cypel.
To już dobry czas na pstrągi!
Zeszłego roku, pod koniec wakacji
przekonałem się, że ta rzeczka ma wielki potencjał. Trzeba tylko
mieć odpowiednie podejście. Ryby zamieszkujące tę wąską i
niezbyt głęboką wodę są bardzo płochliwe. Natomiast jeśli
znajdziemy się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie oraz w
odpowiednim dystansie od potencjalnego stanowiska ryb może być to
jedna z naszych najlepszych wypraw na pstrągi w życiu! W tym roku
przekonałem się o tym podczas każdej z wypraw nad Lubatówkę, bo
o niej będzie tutaj mowa.
Jest to mała rzeczka. Jednak
pstrągi czują się w niej dobrze. Nie osiągają może zbyt
rewelacyjnych rozmiarów, ale są bardzo waleczne. Chociaż... czy
rybę długości ponad 40 cm można nazwać małą? Tutaj każdy musi
sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Sezon na tej rzece zacząłem
wcześnie, bo już w lutym. Zaciąłem wtedy jednego, ładnego
pstrąga, który niestety przy brzegu zerwał się. Od tego czasu, do
teraz nie miałem zbyt dobrych wyników, aczkolwiek z każdej
wycieczki nad tą wodę wracałem z kontaktem z rybą. Ale już pod
koniec kwietnia, gdy wodą zaczęła się ocieplać praktycznie w
każdym miejscu udało się coś złowić. Ryby czasami nie powalały
na kolana swoimi rozmiarami. Ale one jednak mają w sobie to coś.
Małe pstrągi są również niezwykle zaciekłe podczas walki i
potrafią tworzyć najróżniejsze salta i cokolwiek innego co
przyjdzie im do głowy. Po prostu wariują. A błystkę o rozmiarze
00 potrafią połknąć w całości! Nie wiem dlaczego ale jestem
przyzwyczajony do łowienia na małe woblery, ale jeszcze częściej
na błystki w małych rozmiarach. Teraz, gdy trawa i wszystkie inne
rośliny zaczęły wspinać się ku niebu i powoli mnie zakrywać
łatwiej jest tutaj podejść pstrąga. Ryba ma już problemy, żeby
mnie zauważyć. Jeszcze do tego dodatkowym minusem dla ryb, a plusem
dla mnie jest to, że ubieram się w ubrania koloru otoczenia.
Zanęta MVDE Super Carp Strawberry od Robinsona
Test 1: mieszanka zanęt MVDE Super Carp Strawberry oraz MVE Super carp white
+ atraktor Lemon"n vanille
Co mówi producent o zanęcie MVDE Super Carp Strawberry?
"Niezwykle bogata w proteiny zanęta opracowana na bazie składników roślinnych. Zanęta charakteryzuje się świetną pracą w łowisku i jest łatwa do przygotowania. Chociaż opracowana głównie pod kątem połowu karpi, sprawdzi się doskonale przy połowach dużych leszczy i linów."
Wybrałem ją dlatego, ponieważ specjalizuję się w połowie gruntowym karpi. Bardzo lubię łowić na "owocowe" kulki. Myślę, że przy tego typu kulkach zanęta o zapachu truskawki i to bardzo intensywnym (bardzo dobrze czuć go nawet przy zamkniętym opakowaniu!) sprawdzi się doskonale. Plusem jest również jej łatwe i szybkie przygotowanie. Jeśli nie mamy na to dużo czasu, ponieważ nasza karpiowa zasiadka jest krótka bardzo dobrze się sprawdzi. Przyda nam się również podczas dłuższych zasiadek - przygotujemy ją szybciej, a czas wędkowania będziemy mieć dłuższy.
Zanęta jak wcześniej wspomniałem ma zapach truskawki. Ma kolor czerwony, lecz gdy przyjrzymy się jej lepiej zobaczymy składniki innych kolorów.
Zanęta MVDE Super carp white:
Co mówi o niej producent?
"Wysokoproteinowa zanęta opracowana specjalnie do połowu karpi. Sprawdza się również przy połowach dużych okazów leszczy oraz linów. Może być używana w każdych typach wód. Najlepiej przygotować ją na kilka godzin przed łowieniem - w ten sposób składniki zostaną dokładnie nawilżone. Opracowana przy współpracy Boba Nudda. Wabi i zatrzymuje w miejscu nęcenia duże okazy karpi. Szczególnie skuteczna w połowach na kulki proteinowe."
Dlaczego ją wybrałem na tę wyprawę?
Na końcu zestawu jednej z dwóch wędek, którymi łowiłem na łowisku w Kobylanach umieszczałem kulkę proteinową. Zanęta jak napisał producent doskonale sprawdza się przy połowie na wcześniej wspomnianą przynętę. Jej minusem jest długi czas przygotowania. Osobiście przyznam się, że wymieszałem ją z wcześniej opisywaną zanętą i nawilżyłem zaraz po przyjeździe na łowisko, a nie tak jak pisze producent " kilka godzin przed łowieniem".
Zanęta MVDE Super carp white jest jasna. Jest to również zanęta przeznaczona na karpie. Tak jak jej opisywana wcześniej poprzedniczka posiada w swoim składzie dużo protein.
Do mieszanki tych zanęt dosypałem około 125 gram (czyli pół opakowania produktu) atraktoru lemon"n vanille. Jest to aromat o zapachu jak sama nazwa wskazuje... wanilii, a jak wiadomo karp bardzo lubi "słodkie jedzonko".
Przygotowywałem ją następująco:
1. Wymieszałem obydwie zanęty ze sobą w wiaderku.
2. Dodałem 1/3 opakowania atraktoru lemon"n vanille.
3. Dodałem kukurydzę oraz pellet.
4. Dodałem wodę.
5. Po 20 minutach znów dodałem wodę (tylko, że teraz w mniejszej ilości).
Ryby zaczęły spływać się w zanęcone miejsce po około 15 minutach. Najpierw była to drobnica, a potem jeden z większych karpi zaczął spławiać się w nęconym miejscu, ale jest mi trudno określić, czy zbierał on zanętę czy nie. Tego dnia karpie i amury nie chciały współpracować z żadnym z pięciu wędkujących.
Przy "donęcaniu" ryby (drobnica) pozostają w łowisku i nadal zbierają zanętę.
Wędkowałem na głębokości około 2,5 - 3,5 m. przy trzcinach. Było to znakomite łowisko - według gospodarza - karpi i amurów.
Jak nęciłem? Na początek wrzuciłem 3 duże kule zanętowe (z brzegu, ponieważ odległości na których wędkowaliśmy nie były duże), a następnie 4 małe, gdy wypłynąłem nad zestaw łódką. Dodatkowo z łódki "wysypałem" w okolicach zestawu mieszankę składającą się z kukurydzy, pelletu oraz kulek proteinowych (zapach - krab).
Okolice zestawu drugiej wędki nęciłem mieszanką zanęt MVDE Supercarp fishmeal oraz MVDE Expanda Gold + atraktor Big Fish
MVDE Supercarp fishmeal
Producent mówi o niej to samo co o zanęcie MVDE Super Carp Strawberry.
Jest to również wysokoproteinowa zanęta opracowana do połowu karpi - a ten wyjazd był planowany głównie pod karpia. Ma ciekawy brązowy kolor i bardzo intensywny zapach. Jest opracowana na bazie mączki rybnej.
+ atraktor Lemon"n vanille
Co mówi producent o zanęcie MVDE Super Carp Strawberry?
"Niezwykle bogata w proteiny zanęta opracowana na bazie składników roślinnych. Zanęta charakteryzuje się świetną pracą w łowisku i jest łatwa do przygotowania. Chociaż opracowana głównie pod kątem połowu karpi, sprawdzi się doskonale przy połowach dużych leszczy i linów."
Wybrałem ją dlatego, ponieważ specjalizuję się w połowie gruntowym karpi. Bardzo lubię łowić na "owocowe" kulki. Myślę, że przy tego typu kulkach zanęta o zapachu truskawki i to bardzo intensywnym (bardzo dobrze czuć go nawet przy zamkniętym opakowaniu!) sprawdzi się doskonale. Plusem jest również jej łatwe i szybkie przygotowanie. Jeśli nie mamy na to dużo czasu, ponieważ nasza karpiowa zasiadka jest krótka bardzo dobrze się sprawdzi. Przyda nam się również podczas dłuższych zasiadek - przygotujemy ją szybciej, a czas wędkowania będziemy mieć dłuższy.
Zanęta jak wcześniej wspomniałem ma zapach truskawki. Ma kolor czerwony, lecz gdy przyjrzymy się jej lepiej zobaczymy składniki innych kolorów.
Zanęta MVDE Super carp white:
Co mówi o niej producent?
"Wysokoproteinowa zanęta opracowana specjalnie do połowu karpi. Sprawdza się również przy połowach dużych okazów leszczy oraz linów. Może być używana w każdych typach wód. Najlepiej przygotować ją na kilka godzin przed łowieniem - w ten sposób składniki zostaną dokładnie nawilżone. Opracowana przy współpracy Boba Nudda. Wabi i zatrzymuje w miejscu nęcenia duże okazy karpi. Szczególnie skuteczna w połowach na kulki proteinowe."
Dlaczego ją wybrałem na tę wyprawę?
Na końcu zestawu jednej z dwóch wędek, którymi łowiłem na łowisku w Kobylanach umieszczałem kulkę proteinową. Zanęta jak napisał producent doskonale sprawdza się przy połowie na wcześniej wspomnianą przynętę. Jej minusem jest długi czas przygotowania. Osobiście przyznam się, że wymieszałem ją z wcześniej opisywaną zanętą i nawilżyłem zaraz po przyjeździe na łowisko, a nie tak jak pisze producent " kilka godzin przed łowieniem".
Zanęta MVDE Super carp white jest jasna. Jest to również zanęta przeznaczona na karpie. Tak jak jej opisywana wcześniej poprzedniczka posiada w swoim składzie dużo protein.
Do mieszanki tych zanęt dosypałem około 125 gram (czyli pół opakowania produktu) atraktoru lemon"n vanille. Jest to aromat o zapachu jak sama nazwa wskazuje... wanilii, a jak wiadomo karp bardzo lubi "słodkie jedzonko".
Przygotowywałem ją następująco:
1. Wymieszałem obydwie zanęty ze sobą w wiaderku.
2. Dodałem 1/3 opakowania atraktoru lemon"n vanille.
3. Dodałem kukurydzę oraz pellet.
4. Dodałem wodę.
5. Po 20 minutach znów dodałem wodę (tylko, że teraz w mniejszej ilości).
Ryby zaczęły spływać się w zanęcone miejsce po około 15 minutach. Najpierw była to drobnica, a potem jeden z większych karpi zaczął spławiać się w nęconym miejscu, ale jest mi trudno określić, czy zbierał on zanętę czy nie. Tego dnia karpie i amury nie chciały współpracować z żadnym z pięciu wędkujących.
Przy "donęcaniu" ryby (drobnica) pozostają w łowisku i nadal zbierają zanętę.
Wędkowałem na głębokości około 2,5 - 3,5 m. przy trzcinach. Było to znakomite łowisko - według gospodarza - karpi i amurów.
Jak nęciłem? Na początek wrzuciłem 3 duże kule zanętowe (z brzegu, ponieważ odległości na których wędkowaliśmy nie były duże), a następnie 4 małe, gdy wypłynąłem nad zestaw łódką. Dodatkowo z łódki "wysypałem" w okolicach zestawu mieszankę składającą się z kukurydzy, pelletu oraz kulek proteinowych (zapach - krab).
Okolice zestawu drugiej wędki nęciłem mieszanką zanęt MVDE Supercarp fishmeal oraz MVDE Expanda Gold + atraktor Big Fish
MVDE Supercarp fishmeal
Producent mówi o niej to samo co o zanęcie MVDE Super Carp Strawberry.
Jest to również wysokoproteinowa zanęta opracowana do połowu karpi - a ten wyjazd był planowany głównie pod karpia. Ma ciekawy brązowy kolor i bardzo intensywny zapach. Jest opracowana na bazie mączki rybnej.
Skrócona zasiadka
Już w
lutym planowałem razem z kolegą wyjazd na staw do Kobylan. Jest to dziki
staw, którym opiekuje się znakomity karpiarz. Wie co trzeba, żeby
ekosystem dobrze funkcjonował i jak widać wszystko działa jak
najbardziej w porządku, co potwierdza poniższa relacja z
karpiowo-amurowej zasiadki.
Pogoda
zapowiadana na trzy dni naszego wyjazdu nie napawała optymizmem. We
wtorek miało być słonecznie, ale na łowisko jedziemy dopiero
wieczorem.
Noc miała być ciepła. Następny dzień po południu... gwałtowne burze.
Lecz mimo to we wtorek o 17 meldujemy się na łowisku. Zarezerwowany mamy
cypel, z którego mamy dostęp do każdej z dobrych miejscówek
znajdujących się na tym stawie. Od właściciela dowiadujemy się, że wbite
na przeciwnym brzegu pale, oznaczają miejsca, w których najczęściej
łowione są ryby.
Rozpoczęliśmy
przygotowywanie stanowiska oraz rozkładanie namiotu. Łódka już czekała w
wodzie na pierwsze wypłynięcie z naszymi zestawami.
20 stycznia 2016
Trochę o haczykach Gamakatsu LS-3510G
Niedawno dostałem haczyki
Gamakatsu LS-3510G w rozmiarach 2 i 1/0. Na pierwszy rzut
oka wyglądają wytrzymale. Mienią się złotem. Typ wiązania to
"łopatka". Haczyki posiadają bardzo ostry grot z mocnym
(trudnym do przygięcia, a zazwyczaj przyginam, ponieważ wędkuję
bez zadziora) zadziorem. Dostałem dwa opakowania, w każdym z nich
znajduje się 25 sztuk haków.
Na te haczyki doskonale nadają się wszelkiego rodzaju ziarna. Najlepsza z nich jest kukurydza. Jak zauważyliśmy haczyk jest koloru złotego - więc kukurydza staje się na nim "niewidoczna". Chociaż nie jest to regułą, że ryby niby nie widzą haczyka. Przecież w metodzie włosowej wędkujemy na "goły" haczyk i jakoś brania są... to jest potwierdzenie, że ryby nie zwracają za bardzo uwagi na to jaki jest haczyk. Kształt moich haków jest doskonale dostosowany do wcześniej wspomnianych ziaren różnego rodzaju. Białe robaki na pierwszy rzut oka odpadają - hak jest zbyt gruby i będzie "rozrywał" tą przynętę. Rosówkę i większe czerwone robaki założymy na niego bez problemu.
Stosuję je podczas wędkowania głównie metodą gruntową (głównie karpi). Doskonale wyglądają na nich dwa ziarna kukurydzy. Gdy założę ją moim sposobem mieszczą się na nich zazwyczaj dwa ziarna (zazwyczaj przebijam hakiem kukurydzę od jej dołu ku jej górze). Innymi sposobami może, a nawet na pewno zmieści się więcej ziaren.
Na te haczyki doskonale nadają się wszelkiego rodzaju ziarna. Najlepsza z nich jest kukurydza. Jak zauważyliśmy haczyk jest koloru złotego - więc kukurydza staje się na nim "niewidoczna". Chociaż nie jest to regułą, że ryby niby nie widzą haczyka. Przecież w metodzie włosowej wędkujemy na "goły" haczyk i jakoś brania są... to jest potwierdzenie, że ryby nie zwracają za bardzo uwagi na to jaki jest haczyk. Kształt moich haków jest doskonale dostosowany do wcześniej wspomnianych ziaren różnego rodzaju. Białe robaki na pierwszy rzut oka odpadają - hak jest zbyt gruby i będzie "rozrywał" tą przynętę. Rosówkę i większe czerwone robaki założymy na niego bez problemu.
Stosuję je podczas wędkowania głównie metodą gruntową (głównie karpi). Doskonale wyglądają na nich dwa ziarna kukurydzy. Gdy założę ją moim sposobem mieszczą się na nich zazwyczaj dwa ziarna (zazwyczaj przebijam hakiem kukurydzę od jej dołu ku jej górze). Innymi sposobami może, a nawet na pewno zmieści się więcej ziaren.
Od producenta:
"Haczyki i kotwice GAMAKATSU są nieodłącznym elementem ekwipunku każdej wędkarskiej wyprawy. Zapytacie zapewne: Dlaczego akurat GAMAKATSU, a nie jakaś inna firma? Bardzo dobre pytanie! Jeżeli ośmiu spośród dziesięciu wędkarzy stwierdza, ze od kiedy zaczęli stosować haczyki GAMAKATSU, skuteczność każdego zacięcia wzrosła niemal do 100%, to należy przyjąć, ze dwóch pozostałych tak naprawdę nie miało okazji dotychczas połowić na haczyki uznane za Nr 1 na świecie... Wybór, Drodzy Wędkarze, pozostawiamy Wam.
Kod producenta: 146587 00600".
Wyjazd na karpie
Pojechali na karpie, "łowili" szczupaki
Ostatni poniedziałek i wtorek lipca planowaliśmy z Bartkiem wyjazd na karpie nad stawem w Kobylanach. Końcem czerwca przekonaliśmy się jak duże ryby zamieszkują ten zbiornik. Byliśmy świadkami spławów mających na pewno ponad 6 kg (a może i więcej!) karpi. W nocy zdawało się, że drzewa wpadają do wody - tak duży plusk potrafi wywołać tylko wielki karp! Naprawiliśmy również swoje błędy z czerwcowej zasiadki na tym łowisku. Tym razem zastosowaliśmy zestawy samozacinające, użyliśmy większych haczyków do kulek... aż w końcu zdecydowaliśmy się na wywożenie zestawów za pomocą dostępnej na łowisku łódki wiosłowej. Aa.... i wzięliśmy znacznie więcej zanęty: około 5 kg kukurydzy, 3 kg kulek Ader Carp oraz około 1,5 kg kulek, które zrobiłem sam w domu. Ale jak się potem okazało było to zbyt mało zanęty jak na cztery wędki...
Pogoda tak jak podczas czerwcowego wypadu nie była najlepsza. Chodzi mi tutaj o bardzo, bardzo wysoką temperaturę powietrza sięgającą nawet do 34 stopni C! Na szczęście mieliśmy ogromne drzewo blisko siebie, które dawało bardzo dużo cienia. Dzień wcześniej przez okolice miejscowości, w której wędkowaliśmy (również przez tę właśnie miejscowość) przeszła potężna burza. Byłem wtedy w Dukli pod Biedronką i kupowałem prowiant na wyprawę, gdy nagle zaczął szaleć potężny wiatr. Po chwili odezwały się pierwsze pioruny, a potem mocny deszcz wielkości średniego gradu! Po zrobieniu zakupów schroniłem się w aucie. Jakieś 10 metrów ode mnie w znak z logo Biedronki uderzył piorun! W ciągu godziny ulewnego deszczu rzeki bardzo mocno podniosły się. A w poniedziałek po burzy nie było śladu, tylko miejscami zauważyć można było kałuże...
Około 11:30 skończyliśmy rozkładać namiot i popłynęliśmy wywieść swoje zestawy do wcześniej wyznaczonych przez nas (i polecanych przez właściciela) miejsc. Dokładnie zanęciliśmy te miejscówki i zaczęliśmy robić porządki na naszym stanowisku. Podczas układania skrzynek ze sprzętem odezwał się sygnalizator Bartka. Powoli ruszył się do góry, następnie na chwilę opadł, a potem powoli zaczął działać wolny bieg. Zacięcie i zaczyna się walka. Ryba do brzegu nie stawiała w ogóle oporu. Wiedziałem, że będzie to amur, co potwierdziło się przy brzegu, gdy ryba z pod powierzchni wody energicznie ruszyła ku dnu i podczas nurkowania pokazała swój ogon. Po kolejnym przyciągnięciu ryba bliżej brzegu znowu zaczęła wyciągać kolejne metry żyłki. I tak w kółko przez jakieś 10 minut. Po podebraniu przeze mnie amura i wyhaczeniu go przeszliśmy do ważenia i mierzenia ryby. Waga wskazała 7,5 kg i miała 93 cm długości. Mimo, że miałby to być wyjazd na karpie, amur bardzo mnie ucieszył.
Ostatni poniedziałek i wtorek lipca planowaliśmy z Bartkiem wyjazd na karpie nad stawem w Kobylanach. Końcem czerwca przekonaliśmy się jak duże ryby zamieszkują ten zbiornik. Byliśmy świadkami spławów mających na pewno ponad 6 kg (a może i więcej!) karpi. W nocy zdawało się, że drzewa wpadają do wody - tak duży plusk potrafi wywołać tylko wielki karp! Naprawiliśmy również swoje błędy z czerwcowej zasiadki na tym łowisku. Tym razem zastosowaliśmy zestawy samozacinające, użyliśmy większych haczyków do kulek... aż w końcu zdecydowaliśmy się na wywożenie zestawów za pomocą dostępnej na łowisku łódki wiosłowej. Aa.... i wzięliśmy znacznie więcej zanęty: około 5 kg kukurydzy, 3 kg kulek Ader Carp oraz około 1,5 kg kulek, które zrobiłem sam w domu. Ale jak się potem okazało było to zbyt mało zanęty jak na cztery wędki...
Pogoda tak jak podczas czerwcowego wypadu nie była najlepsza. Chodzi mi tutaj o bardzo, bardzo wysoką temperaturę powietrza sięgającą nawet do 34 stopni C! Na szczęście mieliśmy ogromne drzewo blisko siebie, które dawało bardzo dużo cienia. Dzień wcześniej przez okolice miejscowości, w której wędkowaliśmy (również przez tę właśnie miejscowość) przeszła potężna burza. Byłem wtedy w Dukli pod Biedronką i kupowałem prowiant na wyprawę, gdy nagle zaczął szaleć potężny wiatr. Po chwili odezwały się pierwsze pioruny, a potem mocny deszcz wielkości średniego gradu! Po zrobieniu zakupów schroniłem się w aucie. Jakieś 10 metrów ode mnie w znak z logo Biedronki uderzył piorun! W ciągu godziny ulewnego deszczu rzeki bardzo mocno podniosły się. A w poniedziałek po burzy nie było śladu, tylko miejscami zauważyć można było kałuże...
Około 11:30 skończyliśmy rozkładać namiot i popłynęliśmy wywieść swoje zestawy do wcześniej wyznaczonych przez nas (i polecanych przez właściciela) miejsc. Dokładnie zanęciliśmy te miejscówki i zaczęliśmy robić porządki na naszym stanowisku. Podczas układania skrzynek ze sprzętem odezwał się sygnalizator Bartka. Powoli ruszył się do góry, następnie na chwilę opadł, a potem powoli zaczął działać wolny bieg. Zacięcie i zaczyna się walka. Ryba do brzegu nie stawiała w ogóle oporu. Wiedziałem, że będzie to amur, co potwierdziło się przy brzegu, gdy ryba z pod powierzchni wody energicznie ruszyła ku dnu i podczas nurkowania pokazała swój ogon. Po kolejnym przyciągnięciu ryba bliżej brzegu znowu zaczęła wyciągać kolejne metry żyłki. I tak w kółko przez jakieś 10 minut. Po podebraniu przeze mnie amura i wyhaczeniu go przeszliśmy do ważenia i mierzenia ryby. Waga wskazała 7,5 kg i miała 93 cm długości. Mimo, że miałby to być wyjazd na karpie, amur bardzo mnie ucieszył.
Starorzecze Jasiołki
Podczas ulewnych deszczów
rzeka Jasiołka (tutaj woda górska) wylewała do "dziury". W końcu woda
tam została. Urosło dużo roślinności, wylewała również pobliska
żwirownia - Łowisko Specjalne Kamieniec. I stąd mamy tam ryby. Możemy
tam złowić płoć, ukleję, okonia, klenia, szczupaka, a przy odrobinie
szczęścia nawet karpia i lina. Skutecznie jednak będą nam przeszkadzać
rośliny. Jest ich dużo w strefie przybrzeżnej. Jednak dalej mamy otwartą
wodę! I możemy połowić konkretne ryby. Ulubionym miejscem bytowania
szczupaków i okoni są głębokie, zarośnięte wystającymi z wody drzewami
miejsca. Łowisko nie jest głębokie: przy brzegu woda jest dosłownie po
kostki (tutaj jest najwięcej roślinności). Możemy tutaj bez obaw
wejść z woderach. Po zakończeniu roślin znajduje się płytki kawałek, a
następnie spada on do około 1 - 2 metrów. Głębokość łowiska jest bardzo
urozmaicona. Występują podwodne górki. Lin i karp wybiera miejsca
głębsze, z podwodną roślinnością - trudno się do niego dobrać.
Przyroda wokół łowiska jest przepiękna. Podczas dzisiejszego pobytu, a dokładniej zwiedzania z wędką w ręku łowiska miałem kontakt z pięknym zającem, który uciekł przede mną. Ale takie wrażenia są niezapomniane - widok uciekającego zająca - ale jaki był duży! Wokół łowiska zauważymy wiele śladów dzikich zwierząt np. dziś widziałem ślady niedźwiedzia i dzików. W powietrzu możemy zaobserwować licznie występujące tutaj kruki oraz myszołowy.
Jeżeli nie doczekamy się brań na tym łowisku niedaleko mamy do dyspozycji rzekę Jasiołkę (obfita w duże klenie i okonie) oraz Łowisko Specjalne (żwirownia) Kamieniec w Trzcianie, które w tym roku nie zachwyca pod względem ilości złowionych ryb przez wędkujące tam osoby
.
Przyroda wokół łowiska jest przepiękna. Podczas dzisiejszego pobytu, a dokładniej zwiedzania z wędką w ręku łowiska miałem kontakt z pięknym zającem, który uciekł przede mną. Ale takie wrażenia są niezapomniane - widok uciekającego zająca - ale jaki był duży! Wokół łowiska zauważymy wiele śladów dzikich zwierząt np. dziś widziałem ślady niedźwiedzia i dzików. W powietrzu możemy zaobserwować licznie występujące tutaj kruki oraz myszołowy.
Jeżeli nie doczekamy się brań na tym łowisku niedaleko mamy do dyspozycji rzekę Jasiołkę (obfita w duże klenie i okonie) oraz Łowisko Specjalne (żwirownia) Kamieniec w Trzcianie, które w tym roku nie zachwyca pod względem ilości złowionych ryb przez wędkujące tam osoby
.
Rzeka Jasiołka - Nowa Wieś
Rzeka Jasiołka w
miejscowości Nowa Wieś jest wodą górską. Zazwyczaj niezbyt głęboką i z
szybszym nurtem, lecz możemy też znaleźć miejsca o wolnej, głębokiej
wodzie. W takich miejscach czają się klenie i pstrągi potokowe. Na
tym odcinku rzeki będziemy łowić głównie klenie i okonie. Czasami
naszą sztuczną przynętę zaatakuje dorodny kleń, okoń lub pstrąg. Potrzeba
jednak cierpliwości i wytrwałości. Podczas ciepłych (szczególnie
letnich) dni nad wodą spotkamy ludzi kąpiących się w ciepłej
wodzie, jak i innych wędkarzy. Musimy wtedy poczekać do wieczora lub wstać wcześnie rano. W tym
czasie ryby bardzo dobrze żerują - nikt ich wtedy nie płoszy i najprawdopodobniej wtedy trafimy na najlepszy okres wciągu takiego dnia, ryby będą agresywnie atakować nasze przynęty.
Zapraszam na łowisko i pozdrawiam Kamil
Zapraszam na łowisko i pozdrawiam Kamil
Rzeka Osława - Darów

A więc najlepiej pojechać tam w dni, w które mamy pewność, że nikt nie będzie się tam kąpał. Wtedy ryby biorą tam "jak głupie", czego dowodem jest moja wczorajsza wyprawa, którą za niedługo opiszę. Pływają tutaj w głębszych miejscach ładne klenie i pstrągi (klenie nawet koło 45 - 50 cm, a pstrągi około 40 cm). Oprócz wyżej wymienionych ryb możemy tutaj złowić lipienia (występuje rzadko), certę, okonia oraz brzanę, brzankę i kiełbia. Polecam poszukać sobie jakieś dobre miejsce i poświęcić mu trochę czasu, a po upływie jakieś godziny zmienić miejsce łowienia. Pozdrawiam Kamil Skwara
Zalew w Iskrzynii na rzece Wisłok
Zalew w Iskrzynii na rzece Wisłok
Dowiedziałem się o nim z wedkuje.pl . Na forum była o nim dyskusja. Od razu napisałem do założyciela wątku prośbę, o wytłumaczenie trasy dojazdu. Użytkownik odpisał po paru dniach.
Jak dojechać?
Teraz ja postaram się to trochę wyjaśnić: jadąc od strony Miejsca Piastowego, bądź Krosna (przez Miejsce Piastowe) na rondzie w Miejscu wybieramy zjazd na Rzeszów. Kierujemy się nim, aż do miejscowości Iskrzynia. W tej miejscowości za kościołem skręcamy w prawo. Łatwo rozpoznać uliczkę, ponieważ częściowo widać białą zaporę, a po drugie niedaleko drogi jest "Orlik". Po skręcie w tamtą dróżkę jedziemy cały czas prosto, dopóki nie dojedziemy nad samą wodę. Potem pozostaje już tylko wybrać stanowisko i pozostawić tam swój pojazd.
Trochę o mieszkańcach zlewu
Byłem tam jak na razie tylko dwa razy, ale jest warto. Według miejscowych lub według łowiących już tam parę lat występują tam grube płocie i świnki. Przy odrobinie szczęścia można natrafić na dość sporego leszcza i okonia. Również według wędkarzy pływają tam około 50 centymetrowe pstrągi potokowe. Ryby jakie tam występują to: okonie, pstrągi, leszcze, płocie, świnki, wzdręgi oraz inne gatunki. A... nie wspomniałem jeszcze o uklejce. Co to byłoby za wędkowanie bez tej ryby? Jeżeli inne gatunki zawodzą uklejka na dwa białe robaczki bierze rewelacyjnie.
Techniki połowu
Miejscowi zazwyczaj łowią za pomocą spławika oraz "na grunt". Przy tej drugiej metodzie używają małych koszyków zanętowych. Zakładają parę białych robaczków i są efekty. Sam wczoraj byłem świadkiem wyciągnięcia przez jednego z wędkarzy około 25 centymetrowej płoci. Oczywiście łowili oni "na grunt".
O zalewie słów kilka
Zalew jest wpisany do rejestru wód Okręgu PZW Krosno jako woda nizinna. Koryto zalewu przy zaporze jest szersze niż wyżej. Również na tym szerszym odcinku po jednej ze stron rosną trzciny. Podążając wyżej możemy zobaczyć dużo zwalonych do wody drzew, gałęzi oraz zatopionych konarów, nieraz starych drzew - są to dobre miejsca dla szczupaka.
Na koniec....
Niestety więcej nie mogę napisać, ponieważ byłem tam - jak wspomniałem na początku - dwa razy: raz "zwiedzając" łowisko i wczoraj (30 czerwca) łowiąc trzy godziny. Jeżeli zobaczycie wędkarza, a przy nim będzie stał jasnoniebieski skuter - macie pewność, że to ja. Pozdrawiam i liczę na spotkanie przy wędkowaniu na tym zalewnie - Kamil Skwara
Dowiedziałem się o nim z wedkuje.pl . Na forum była o nim dyskusja. Od razu napisałem do założyciela wątku prośbę, o wytłumaczenie trasy dojazdu. Użytkownik odpisał po paru dniach.
Jak dojechać?
Teraz ja postaram się to trochę wyjaśnić: jadąc od strony Miejsca Piastowego, bądź Krosna (przez Miejsce Piastowe) na rondzie w Miejscu wybieramy zjazd na Rzeszów. Kierujemy się nim, aż do miejscowości Iskrzynia. W tej miejscowości za kościołem skręcamy w prawo. Łatwo rozpoznać uliczkę, ponieważ częściowo widać białą zaporę, a po drugie niedaleko drogi jest "Orlik". Po skręcie w tamtą dróżkę jedziemy cały czas prosto, dopóki nie dojedziemy nad samą wodę. Potem pozostaje już tylko wybrać stanowisko i pozostawić tam swój pojazd.
Trochę o mieszkańcach zlewu
Byłem tam jak na razie tylko dwa razy, ale jest warto. Według miejscowych lub według łowiących już tam parę lat występują tam grube płocie i świnki. Przy odrobinie szczęścia można natrafić na dość sporego leszcza i okonia. Również według wędkarzy pływają tam około 50 centymetrowe pstrągi potokowe. Ryby jakie tam występują to: okonie, pstrągi, leszcze, płocie, świnki, wzdręgi oraz inne gatunki. A... nie wspomniałem jeszcze o uklejce. Co to byłoby za wędkowanie bez tej ryby? Jeżeli inne gatunki zawodzą uklejka na dwa białe robaczki bierze rewelacyjnie.
Techniki połowu
Miejscowi zazwyczaj łowią za pomocą spławika oraz "na grunt". Przy tej drugiej metodzie używają małych koszyków zanętowych. Zakładają parę białych robaczków i są efekty. Sam wczoraj byłem świadkiem wyciągnięcia przez jednego z wędkarzy około 25 centymetrowej płoci. Oczywiście łowili oni "na grunt".
O zalewie słów kilka
Zalew jest wpisany do rejestru wód Okręgu PZW Krosno jako woda nizinna. Koryto zalewu przy zaporze jest szersze niż wyżej. Również na tym szerszym odcinku po jednej ze stron rosną trzciny. Podążając wyżej możemy zobaczyć dużo zwalonych do wody drzew, gałęzi oraz zatopionych konarów, nieraz starych drzew - są to dobre miejsca dla szczupaka.
Na koniec....
Niestety więcej nie mogę napisać, ponieważ byłem tam - jak wspomniałem na początku - dwa razy: raz "zwiedzając" łowisko i wczoraj (30 czerwca) łowiąc trzy godziny. Jeżeli zobaczycie wędkarza, a przy nim będzie stał jasnoniebieski skuter - macie pewność, że to ja. Pozdrawiam i liczę na spotkanie przy wędkowaniu na tym zalewnie - Kamil Skwara
Wędkarska środowa niespodzianka
Środowy wieczór pozostał wolny. Więc żeby
się nie nudzić wybrałem się razem z tatą na rzekę Jasiołkę do Dukli.
Słyszeliśmy, że ostatnio łatwo można tam złapać okonia i szczupaka. Ale
ile prawdy jest w tych opowiadaniach? Nie przekonam się dopóki nie
zobaczę. Oczywiście tego dnia musiałem odwiedzić tą górską rzeczkę.
Już dosłownie samym wieczorem, bo coś koło godziny 19 (lub kilka minut po niej) oddajemy pierwsze rzuty. Pierwszy rzut skosem do nurtu pod przeciwny brzeg i przy opadzie twisterka na 4 gramowej główce lekkie uderzenie. Specjalnie w tym momencie szybciej podciągnąłem przynętę, żeby ta bardziej zachęciła rybę do brania. Za chwilkę zacinam, mały okoń. Czyżby opowieści były prawdziwe!? Nieeee... To dopiero pierwszy okoń... Będzie więcej to wtedy wrócimy do tych tajemniczych i (mówiąc szczerze) dość ciekawych opowieści. Kolejny rzut zaowocował kolejnym braniem. Następny następnym. I następny następnym. Ale niestety były to same małe okonie. Idę dalej, dzwonie do taty gdzie jest... Miałem iść na rozwidleniu dróg w lewo, a później na brzegu rzeki miała być ścieżka... Doszedłem do wody, jakaś ścieżka jest... Ale to ścieżka w trawie dosłownie powyżej pasa. Chwila zastanowienia czy to o nią chodzi ale gdy zdążyłem się nad tym zastanowić stałem już koło niej. Na pierwszy rzut oka wygląda dziwnie... Nie wygląda na to, żeby ktoś po niej przeszedł, a raczej coś! Ale miałem iść ścieżką, więc idę. Po pierwszym kroku czuję, że będzie ciekawie. Zapadłem się w mule kilka centymetrów powyżej kolan... Na nieszczęście zrobiłem już wcześniej kolejny krok i byłem obiema nogami w tym czymś. Szybko odłożyłem wędkę na pobliską trawę, a rękoma złapałem się o korzeń i o trawę. Było ciężko, ale udało mi się wyjść. Wiedziałem, że ta ścieżka wygląda podejrzliwie... Następnie wchodzę do wody po kolana, żeby się umyć z mułu. Woda była ciepła, a chory do tej pory nie jestem... Tylko kalosze trochę przeszły mułem. Prawidłową ścieżką okazała się ścieżka za drzewem, jakieś 5 metrów obok niej. Ehhh tata był tam drugi raz, a ja pierwszy. Zostałem ukarany za błąd, powinienem wcześniej sprawdzić patykiem co się tam dzieje.
Później przechodzę do wędkowania i trafiamy na miejsce, gdzie łowimy pewnie z 30 okoni. Każdy z nich miał +/-20 cm, a jeden 24 cm. Starczyło tylko co jakiś czas zmieniać kolor przynęty, żeby ryby brały cały czas. Gdy zmieniłem przynętę na twistera z podwójnym ogonkiem, po iluś z kolei braniach okoni przyszło mocne branie i... luz, a przynęty nie ma. Hmmm... dziękuję za zabranie przynęty na pamiątkę. Ale wiedziałem po tej "akcji", że w tych głębinach czai się coś większego.
Jakieś kilkanaście minut później zacinam średniej wielkości okonia i holuję go. W połowie drogi do mnie, zaraz przy powierzchni nastąpił wielki chlupot! Pierwsze myślałem, że po prostu zaczepiłem jaką rybę, która nie walczyła od początku. Po pięknej walce i kilku odjazdach, gdy oderwałem rybę od dna, kilkanaście centymetrów pod wodą pokazuje się cień – szczupak! Za chwilkę ryba ucieka w drugą stronę na płytką wodę i... wypuszcza z pyszczka okonia! Tyle... Szczupak się zerwał... Chociaż nie! Nie zerwał się, bo w ogóle nie był zacięty! Ryba złapała po prostu okonia, a haczyk od twistera był w lekko zmasakrowanym okoniu. Chyba po kilku minutach walki na bardzo cienkiej żyłce szczupak zauważył, że ten okoń jest dość silny i postanowił darować mu życie... Nie spodziewał się chyba, że kiedyś walkę wygra z nim okoń. Na szczęście po odhaczeniu okonia, rybka jakby nigdy nic odpłynęła.
Takie to historie potrafią nas czasami spotkać. Ale to przecież o to chodzi. I kto powiedział, że wędkarstwo to nudne hobby?
Już dosłownie samym wieczorem, bo coś koło godziny 19 (lub kilka minut po niej) oddajemy pierwsze rzuty. Pierwszy rzut skosem do nurtu pod przeciwny brzeg i przy opadzie twisterka na 4 gramowej główce lekkie uderzenie. Specjalnie w tym momencie szybciej podciągnąłem przynętę, żeby ta bardziej zachęciła rybę do brania. Za chwilkę zacinam, mały okoń. Czyżby opowieści były prawdziwe!? Nieeee... To dopiero pierwszy okoń... Będzie więcej to wtedy wrócimy do tych tajemniczych i (mówiąc szczerze) dość ciekawych opowieści. Kolejny rzut zaowocował kolejnym braniem. Następny następnym. I następny następnym. Ale niestety były to same małe okonie. Idę dalej, dzwonie do taty gdzie jest... Miałem iść na rozwidleniu dróg w lewo, a później na brzegu rzeki miała być ścieżka... Doszedłem do wody, jakaś ścieżka jest... Ale to ścieżka w trawie dosłownie powyżej pasa. Chwila zastanowienia czy to o nią chodzi ale gdy zdążyłem się nad tym zastanowić stałem już koło niej. Na pierwszy rzut oka wygląda dziwnie... Nie wygląda na to, żeby ktoś po niej przeszedł, a raczej coś! Ale miałem iść ścieżką, więc idę. Po pierwszym kroku czuję, że będzie ciekawie. Zapadłem się w mule kilka centymetrów powyżej kolan... Na nieszczęście zrobiłem już wcześniej kolejny krok i byłem obiema nogami w tym czymś. Szybko odłożyłem wędkę na pobliską trawę, a rękoma złapałem się o korzeń i o trawę. Było ciężko, ale udało mi się wyjść. Wiedziałem, że ta ścieżka wygląda podejrzliwie... Następnie wchodzę do wody po kolana, żeby się umyć z mułu. Woda była ciepła, a chory do tej pory nie jestem... Tylko kalosze trochę przeszły mułem. Prawidłową ścieżką okazała się ścieżka za drzewem, jakieś 5 metrów obok niej. Ehhh tata był tam drugi raz, a ja pierwszy. Zostałem ukarany za błąd, powinienem wcześniej sprawdzić patykiem co się tam dzieje.
Później przechodzę do wędkowania i trafiamy na miejsce, gdzie łowimy pewnie z 30 okoni. Każdy z nich miał +/-20 cm, a jeden 24 cm. Starczyło tylko co jakiś czas zmieniać kolor przynęty, żeby ryby brały cały czas. Gdy zmieniłem przynętę na twistera z podwójnym ogonkiem, po iluś z kolei braniach okoni przyszło mocne branie i... luz, a przynęty nie ma. Hmmm... dziękuję za zabranie przynęty na pamiątkę. Ale wiedziałem po tej "akcji", że w tych głębinach czai się coś większego.
Jakieś kilkanaście minut później zacinam średniej wielkości okonia i holuję go. W połowie drogi do mnie, zaraz przy powierzchni nastąpił wielki chlupot! Pierwsze myślałem, że po prostu zaczepiłem jaką rybę, która nie walczyła od początku. Po pięknej walce i kilku odjazdach, gdy oderwałem rybę od dna, kilkanaście centymetrów pod wodą pokazuje się cień – szczupak! Za chwilkę ryba ucieka w drugą stronę na płytką wodę i... wypuszcza z pyszczka okonia! Tyle... Szczupak się zerwał... Chociaż nie! Nie zerwał się, bo w ogóle nie był zacięty! Ryba złapała po prostu okonia, a haczyk od twistera był w lekko zmasakrowanym okoniu. Chyba po kilku minutach walki na bardzo cienkiej żyłce szczupak zauważył, że ten okoń jest dość silny i postanowił darować mu życie... Nie spodziewał się chyba, że kiedyś walkę wygra z nim okoń. Na szczęście po odhaczeniu okonia, rybka jakby nigdy nic odpłynęła.
Takie to historie potrafią nas czasami spotkać. Ale to przecież o to chodzi. I kto powiedział, że wędkarstwo to nudne hobby?
19 stycznia 2016
Wędkarska wytrwałość popłaca
15 czerwca - ten dzień miałem spędzić
nad Balatonem w Krośnie, ale ostatecznie pojechałem na Bartoszów.
Dlaczego? W Krośnie już od pewnego czasu rozkopane i remontowane są
drogi. Dawniej na Balaton jechało się 15-20 minut, a teraz dobrze
będzie jeśli nasze podróż zmieści się w godzinie i trzydziestu
minutach. I właśnie dlatego o 8 rano pojechałem na Bartoszów.
Po przyjeździe, na łowisku zastałem już kilkunastu wędkarzy. Niestety miejsce, na których zawsze wędkowałem zostało już zajęte. Dlatego postanowiłem wybrać miejsce na zachodnim brzegu łowiska. Rozłożyłem się w takim miejscu, że bez problemu zdołałem dorzucić swoim zestawem w okolice trzcin. Myślałem, że przy trzcinach będę miał duże szanse na złowienie kilku karpi, lecz jak się później okazało nie tylko karpie lubiły tam przebywać...
Tego dnia wędkowałem tym samym sprzętem co zawsze (zainteresowanych jakim odsyłam do moich wcześniejszych relacji z
wypraw). Łowiłem tak jak zawsze "ciężkim" gruntem i "lekkim". Z tym, że na tym łowisku można wędkować na jedną wędkę - zmieniałem co jakiś czas wędziska. Na samym początku wędkowania zanęciłem za pomocą dużego koszyka do wstępnego nęcenia dwa miejsca - jedno takie, w które dorzucę lżejszym zestawem, a drugie około 50 metrów od brzegu (na ciężki zestaw). Łowiłem głównie na kukurydzę.
Moja zanęta składała się z kupnej mieszanki Bogusława Bruda, bułki tartej, płatków owsianych, okruchów piekarniczych, całych jak i kawałków kulek proteinowych, groszku oraz kukurydzy z puszki i kukurydzy z kolby. Do tego dodałem aromat waniliowy.
Wcześniejsze prognozy nie zapowiadały zbyt dobrej pogody na ten dzień. Ale pod koniec wędkowania okazało się, że pogoda lubi szybko się zmieniać. Zapowiadane w prognozie był deszcz i chłodniejsze powietrze. Tego pierwszego nie było wcale. Tylko wieczorem lekko pokropiło. Natomiast temperatura powietrza była niższa od temperatury wody! Do tego lekko powiewał zimny wiatr. Cały dzień był jak to się mówi "pod chmurą".
A co robiły ryby odkąd przyjechałem na łowisko? Zaraz, gdy rozpocząłem przygotowywać swoje stanowisko wędkarz łowiący w moim ulubionym miejscu złowił karpia. I za jakieś 15 minut następnego. Po czym oczywiście spakował wszystko, wziął ryby i pojechał do domu. Nie zdążył nawet zapłacić za wędkowanie!
Gdy po wstępnym nęceniu wrzuciłem swój zestaw do wody przez kilka minut nic się nie działo. Ale już, gdy upłynęło to kilka minut sygnalizator zaczął lekko "podskakiwać" co znałem z każdej wyprawy na łowisko "U Waldka". Były to oczywiście karasie i drobnica (głównie płoć i świnki), które próbowały się dobrać do kulki proteinowej. Po jakiś dwóch godzinach zmieniłem kulkę na kukurydzę. Zarzuciłem zestaw w zanęcone miejsce i po 5 minutach zaciąłem i wylądowałem na brzegu około 20-cm świnkę. Po tym zmieniłem kukurydzę na małe ziarno kukurydzy i białego robaka. Zrobiłem to po to by sprawdzić jakiej wielkości karasie wpłynęły w łowisko. Po kilku minutach nastąpiło lekkie branie, które zaciąłem. Sprawcą okazał się mały karaś. Po wypuszczeniu tej ryby postanowiłem zmienić "lekki" grunt na "ciężki". Zakładałem na haczyk z włosem dwie kukurydze i do tego dowiązywałem nić rozpuszczalną. Już w pierwszym rzucie po około 2 godzinach wyczekiwania coś agresywnie pociągnęło żyłkę. Zaczął pracować wolny bieg. Zaciąłem. Ryba była silna. Zaczął nawet pracować hamulec w moi kołowrotku. Po chwili walki podebrałem karpia. Miał on 46 cm długości. Rybę z szacunkiem wypuściłem z powrotem do wody.
Po przyjeździe, na łowisku zastałem już kilkunastu wędkarzy. Niestety miejsce, na których zawsze wędkowałem zostało już zajęte. Dlatego postanowiłem wybrać miejsce na zachodnim brzegu łowiska. Rozłożyłem się w takim miejscu, że bez problemu zdołałem dorzucić swoim zestawem w okolice trzcin. Myślałem, że przy trzcinach będę miał duże szanse na złowienie kilku karpi, lecz jak się później okazało nie tylko karpie lubiły tam przebywać...
Tego dnia wędkowałem tym samym sprzętem co zawsze (zainteresowanych jakim odsyłam do moich wcześniejszych relacji z
wypraw). Łowiłem tak jak zawsze "ciężkim" gruntem i "lekkim". Z tym, że na tym łowisku można wędkować na jedną wędkę - zmieniałem co jakiś czas wędziska. Na samym początku wędkowania zanęciłem za pomocą dużego koszyka do wstępnego nęcenia dwa miejsca - jedno takie, w które dorzucę lżejszym zestawem, a drugie około 50 metrów od brzegu (na ciężki zestaw). Łowiłem głównie na kukurydzę.
Moja zanęta składała się z kupnej mieszanki Bogusława Bruda, bułki tartej, płatków owsianych, okruchów piekarniczych, całych jak i kawałków kulek proteinowych, groszku oraz kukurydzy z puszki i kukurydzy z kolby. Do tego dodałem aromat waniliowy.
Wcześniejsze prognozy nie zapowiadały zbyt dobrej pogody na ten dzień. Ale pod koniec wędkowania okazało się, że pogoda lubi szybko się zmieniać. Zapowiadane w prognozie był deszcz i chłodniejsze powietrze. Tego pierwszego nie było wcale. Tylko wieczorem lekko pokropiło. Natomiast temperatura powietrza była niższa od temperatury wody! Do tego lekko powiewał zimny wiatr. Cały dzień był jak to się mówi "pod chmurą".
A co robiły ryby odkąd przyjechałem na łowisko? Zaraz, gdy rozpocząłem przygotowywać swoje stanowisko wędkarz łowiący w moim ulubionym miejscu złowił karpia. I za jakieś 15 minut następnego. Po czym oczywiście spakował wszystko, wziął ryby i pojechał do domu. Nie zdążył nawet zapłacić za wędkowanie!
Gdy po wstępnym nęceniu wrzuciłem swój zestaw do wody przez kilka minut nic się nie działo. Ale już, gdy upłynęło to kilka minut sygnalizator zaczął lekko "podskakiwać" co znałem z każdej wyprawy na łowisko "U Waldka". Były to oczywiście karasie i drobnica (głównie płoć i świnki), które próbowały się dobrać do kulki proteinowej. Po jakiś dwóch godzinach zmieniłem kulkę na kukurydzę. Zarzuciłem zestaw w zanęcone miejsce i po 5 minutach zaciąłem i wylądowałem na brzegu około 20-cm świnkę. Po tym zmieniłem kukurydzę na małe ziarno kukurydzy i białego robaka. Zrobiłem to po to by sprawdzić jakiej wielkości karasie wpłynęły w łowisko. Po kilku minutach nastąpiło lekkie branie, które zaciąłem. Sprawcą okazał się mały karaś. Po wypuszczeniu tej ryby postanowiłem zmienić "lekki" grunt na "ciężki". Zakładałem na haczyk z włosem dwie kukurydze i do tego dowiązywałem nić rozpuszczalną. Już w pierwszym rzucie po około 2 godzinach wyczekiwania coś agresywnie pociągnęło żyłkę. Zaczął pracować wolny bieg. Zaciąłem. Ryba była silna. Zaczął nawet pracować hamulec w moi kołowrotku. Po chwili walki podebrałem karpia. Miał on 46 cm długości. Rybę z szacunkiem wypuściłem z powrotem do wody.
Do końca dnia nic, oprócz małych płoci i uklei "na spławik" pod sam koniec wyprawy nie udało się złowić.
Na koniec dodam, że każdy wędkarz, który koło mnie przechodził mówił mi po krótkiej rozmowie coś takiego: "zmień miejsce, bo tutaj jest płytko i nic oprócz drobnicy nie złowisz". Ja jednak zostałem w tym miejscu do końca. Kiedyś nęcenie grubą zanętą (na koniec kukurydza i kulki) musiały skusić jakiegoś karpia. I jak widać po 8 godzinach w okolicach godziny 16 skusił się jeden z wyczekiwanych gości...
XXII Wędkarski Turniej Szkół o Puchar Prezydenta Miasta Krosna
Początkiem czerwca jak co roku udaliśmy
się wraz ze szkolnymi drużynami na Zawody z Okazji Dnia Dziecka, które
nosiły nazwę "XXII Wędkarski Turniej Szkół o Puchar Prezydenta Miasta
Krosna". W tym roku były to już 22 zawody. Odbywały się one na stawie
Balaton - dobrym (zazwyczaj, ale nie rok temu, w tym roku jeszcze nie
byłem - w przyszłym tygodniu wybieram się tam) łowisku karpi, ale
niestety nie innych ryb. Mam tutaj na myśli płocie, ukleje i inne
mniejsze i większe ryby łowione zazwyczaj podczas zawodów spławikowych.
Jeśli wybieramy się tutaj ze spławikiem najlepszymi łowiskami są płytkie
miejsca, zazwyczaj w okolicach drzew i krzewów rosnących na brzegu przy
samej wodzie. Zawsze podczas zawodów wygrywają... powiedzmy szczerze -
tylko one coś łowią.
W innych (czyli głębszych) miejscach złowienie małego okonia, którego tutaj jest dużo graniczy niemal z cudem. A więc, żeby coś tutaj złowić trzeba sobie wylosować dobre miejsce - najlepiej to o którym wcześniej wspomniałem.
O 8 nasze cztery drużyny wyruszyły gminnym busem oraz autami naszych opiekunów do Krosna. Nasze trzy zespoły reprezentowały gimnazjum. Jeden zespół stworzony był z uczniów podstawówki. W ten też skład wchodziła moja siostra - więc miałem więcej roboty przy przygotowywaniu sprzętu, zanęt oraz przynęt w domu, jak i przed samymi zawodami. Na szczęście teraz w szkole mam "luz" - praktycznie nie mam już lekcji, zazwyczaj gdzieś wychodzimy (Orlik, jakieś konkursy piosenek, wierszy itp.) - więc miałem dość dużo czasu. Droga na łowisko zajęła nam około 20 minut. Drogi w całym Krośnie są remontowane. Zawsze na Balaton jechało się jakieś 10 minut, a teraz trzeba na to poświęcić dużo więcej czasu. Po przyjeździe poczekaliśmy chwilę, aż organizatorzy otworzą kartę zgłoszeń. Oczywiście gdy to zrobili zapisaliśmy się - nawet nie wiem czy nie jako pierwsi. Następnie przeszliśmy do sprawdzania swojego sprzętu. Po losowaniu każdy udał się na swoje stanowisko. Oczywiście wylosowałem trudne miejsce, w którym wiedziałem, że będzie bardzo trudno coś złowić. Moje stanowisko miało numer A-23.
Woda po jakiś trzech metrach od brzegu gwałtownie spadała. A więc te trzy metry były płytkie i widać było cały czas przepływające małe okonie. A dalej, po gwałtownym spadku według mojego sondowania woda sięgała około 4 metrów (!). A łowiłem 3-metrowym spinningiem. Nie lubię łowić długimi wędziskami, a to za pomocą którego łowiłem odpowiadało mi najlepiej z pośród wszystkich moich kijków.
Po ciężkim nęceniu do wody posłałem swój "lekki" zestaw spławikowy wraz z białym robakiem na jego końcu. Większość obok mnie wędkowała tak samo jak ja, czyli jakieś 8-10 metrów od brzegu. Po dwóch godzinach bez brania, zresztą tak jak inni zawodnicy zacząłem kombinować. Zarzucałem i nęciłem bliżej i dalej. Zwiększałem odległość między haczykiem, a spławikiem i ją zmniejszałem. Ale efektów nie było widać...
1 miejsce zajął w kategorii gimnazjum wędkarz, który złowił pod sam koniec zawodów karpia, z którym "męczył się" ponad 30 minut. Wytłumaczeniem tego jest to, że wędkował on na bata i bardzo cienką żyłką. Kolega z drużyny, który złowił trzy malutkie okonie zajął wysokie miejsce (napiszę które poniżej) i wyciągnął nasz zespół na 6 pozycję. 1 miejsce w kategorii drużyn szkoły podstawowej zajął zespół mojej siostry, który złowił płoć, wzdręgę i okonka.
W innych (czyli głębszych) miejscach złowienie małego okonia, którego tutaj jest dużo graniczy niemal z cudem. A więc, żeby coś tutaj złowić trzeba sobie wylosować dobre miejsce - najlepiej to o którym wcześniej wspomniałem.
O 8 nasze cztery drużyny wyruszyły gminnym busem oraz autami naszych opiekunów do Krosna. Nasze trzy zespoły reprezentowały gimnazjum. Jeden zespół stworzony był z uczniów podstawówki. W ten też skład wchodziła moja siostra - więc miałem więcej roboty przy przygotowywaniu sprzętu, zanęt oraz przynęt w domu, jak i przed samymi zawodami. Na szczęście teraz w szkole mam "luz" - praktycznie nie mam już lekcji, zazwyczaj gdzieś wychodzimy (Orlik, jakieś konkursy piosenek, wierszy itp.) - więc miałem dość dużo czasu. Droga na łowisko zajęła nam około 20 minut. Drogi w całym Krośnie są remontowane. Zawsze na Balaton jechało się jakieś 10 minut, a teraz trzeba na to poświęcić dużo więcej czasu. Po przyjeździe poczekaliśmy chwilę, aż organizatorzy otworzą kartę zgłoszeń. Oczywiście gdy to zrobili zapisaliśmy się - nawet nie wiem czy nie jako pierwsi. Następnie przeszliśmy do sprawdzania swojego sprzętu. Po losowaniu każdy udał się na swoje stanowisko. Oczywiście wylosowałem trudne miejsce, w którym wiedziałem, że będzie bardzo trudno coś złowić. Moje stanowisko miało numer A-23.
Woda po jakiś trzech metrach od brzegu gwałtownie spadała. A więc te trzy metry były płytkie i widać było cały czas przepływające małe okonie. A dalej, po gwałtownym spadku według mojego sondowania woda sięgała około 4 metrów (!). A łowiłem 3-metrowym spinningiem. Nie lubię łowić długimi wędziskami, a to za pomocą którego łowiłem odpowiadało mi najlepiej z pośród wszystkich moich kijków.
Po ciężkim nęceniu do wody posłałem swój "lekki" zestaw spławikowy wraz z białym robakiem na jego końcu. Większość obok mnie wędkowała tak samo jak ja, czyli jakieś 8-10 metrów od brzegu. Po dwóch godzinach bez brania, zresztą tak jak inni zawodnicy zacząłem kombinować. Zarzucałem i nęciłem bliżej i dalej. Zwiększałem odległość między haczykiem, a spławikiem i ją zmniejszałem. Ale efektów nie było widać...
1 miejsce zajął w kategorii gimnazjum wędkarz, który złowił pod sam koniec zawodów karpia, z którym "męczył się" ponad 30 minut. Wytłumaczeniem tego jest to, że wędkował on na bata i bardzo cienką żyłką. Kolega z drużyny, który złowił trzy malutkie okonie zajął wysokie miejsce (napiszę które poniżej) i wyciągnął nasz zespół na 6 pozycję. 1 miejsce w kategorii drużyn szkoły podstawowej zajął zespół mojej siostry, który złowił płoć, wzdręgę i okonka.
Zbiornik zaporowy Sieniawa (Besko)
Na terenie wsi o nazwie
Sieniawa oraz w okolicznych miejscowościach znajduje się zapora na rzece Wisłok, która tworzy sztuczny
zbiornik Jezioro Sieniawskie o powierzchni 130 ha. Zapora nosi nazwę
"Besko". Nazwa pochodzi stąd, iż pierwotnie zbiornik miał powstać nie w
Sieniawie, a nieco bliżej, we wsi Besko. Jednak nie pozwoliły na to warunki
geologiczne. Długość zapory wynosi 174 m, maksymalna wysokość 38 m.
Największa głębokość zbiornika to 30m, natomiast średnia głębokość to 12
m. Jeżeli chodzi o brzegi łowiska to są one głównie strome.
Uniemożliwia to znacznie rozwój turystyki. Dzięki temu jest to bardzo
dobre łowisko dla wędkarzy. Można tam liczyć na dużo ciszy i spokoju.
Jeżeli chodzi o najczęściej wybieraną przez wędkarzy metodę połowu, to
nie da się określić, którą grupę można najczęściej spotkać. Dużo osób
łowi na spinning, grunt oraz spławik. W ubiegłym roku w "WW" pisano o pewnym
Panu, bodajże z Izdebek, który złowił tam bolenia na złoty medal. Łowił na żywca. Występują tu
również: szczupaki, okonie, sandacze oraz sumy. Jeżeli
chodzi o spławik to pływa tam bardzo dużo uklei oraz płoci. Nie są może
to jakieś nadzwyczajne rozmiary, ale każda większa rybka cieszy. Teraz
mowa o wędkarstwie gruntowym-pływają tu duże karpie. Najwięcej
spotkanych wędkarzy łowi je na kulki. Częstym przyłowem przy użyciu
innych przynęt są również liny, leszcze oraz inne ryby. Mamy tutaj bardzo dużą szansę spotkać się z rekordową rybą praktycznie każdego gatunku. Ale jak to bywa, nie jest to łatwe zadanie. Niedawno słyszałem opowieści o wielkich, wręcz nawet gigantycznych sumach oraz o nurkach, którzy boją się podpływać do bestii monstrualnych rozmiarów! Kto wie... Może w tych wodach kryje się nowy rekord Polski? A może nie tylko rekordowy sum?
Rzeka Tabor, odcinek Rymanów-Ladzin
Jest to rzeka nizinna. Dno
jest zazwyczaj kamieniste, ale zdarzają się wyjątki. Rzeka płynie głównie przez
miasteczko, częściowo również obok domów. I tam są właśnie najlepsze łowiska.
Jeżeli wędkarz lubi brodzić w wodzie, ta rzeka jest przeznaczona dla
niego. Tabor nie jest głęboki. Najgłębsze miejsce na tym odcinku a około
2 metrów. Z brzegu również da się radę łowić ale jest to o dużo
trudniejsze. Na brzegu (szczególnie w okresie letnim) rośnie wysoka
trawa, a ziemia lubi się usuwać w kierunku wody. Tabor charakteryzuje się spokojnym uciągiem wody - choć nie wszędzie. Ryby, które tu występują to:
klenie, okonie, bolenie, szczupaki (nielicznie występujące... ale są),
brzany i brzanki oraz pstrągi potokowe. Przy granicy miejscowości
Rymanów i Ladzin (tuż przy drodze) znajduje się mały wodospad. Żyją tam
podobno duże pstrągi ale nie mogę tego niestety potwierdzić...
San w m. Załuż



Subskrybuj:
Posty (Atom)